Evulse
„Pustulant Spawn”
Godz Ov War 2021
Evulse swoim najnowszym wydawnictwem tyle samo mnie
ucieszyli co z deka wkurwili. Po bardzo obiecującym demo „Call of the Void”
miałem nadzieję, że kolejnym posunięciem zespołu będzie duży krążek. Zamiast
tego Amerykanie częstują nas kolejną demówką, i to właśnie ten fakt spowodował
moje niepocieszenie. Co prawda postęp jest, bo nowe jest odrobinę dłuższe niż
stare, więc miejmy nadzieję, że w najbliższej przyszłości dane nam będzie
uświadczyć przynajmniej minilonga. Co do samej muzyki, to powodów do narzekania
mieć już nie można. Evulse podrasowali nieco leciutko kulejące wcześniej brzmienie,
dzięki czemu ich muzyka ma jeszcze większą siłę przekazu. Kompozycje
zamieszczone na „Pustulant Spawn” to zamorski metal śmierci w pełnej
okazałości. W zasadzie znajdziemy tu wszystko, czego rogata dusza zapragnie.
Kwintet z Oklahomy doskonale zadbał o to, by ich utwory nie były jednolite czy
powtarzalne. W każdym z nich doświadczamy cielesnej chłosty i to bez różnicy,
czy jest to szybki wpierdol, czy nieco wolniejsze znęcanie się nad ofiarą. Masywne
akordy wbijają w ziemię a towarzyszące im, kojarzące się chwilami ze sceną
fińską melodie doskonale się wzajemnie uzupełniają. Oczywiście nie są to żadne
nowomodne wynalazki, bo wszystko tu śmierdzi starą szkołą i zagrane zostało
tak, jak czynili to mistrzowie gatunku na początku lat dziewięćdziesiątych. W
zasadzie to nie wiem, nad czym tu się rozpisywać. Każdy maniak starego death
metalu, zwłaszcza tego z Florydy, łyknie ten materiał jak pelikan kaczkę. Są cztery bardzo dobre kawałki,
jest w końcu dojebane brzmienie, rasowy rzyg i wszechobecny nastrój umierania.
Kurwa, takich rzeczy się nie słucha, takie rzeczy się wchłania całym sobą.
Zdecydowanie dojebane demo, nic tylko kupować i napierdalać na pełną pizdę, by
sąsiedzi wiedzieli, że Evulse przybył do miasta.
-
jesusatan