Overthrow
„Ascension of the Entombed”
Redefining Darkness 2023
Muszę przyznać, że brytyjski Overthrow mocno zabił
mi ćwieka. Sądząc po samej okładce byłem przekonany, że najnowsza EP-ka zespołu
zawierać będzie nuklearny metal w stylu Blasphemy czy Proclamation. No bo,
przyznać się, komu do głowy przyszłoby co innego? Tymczasem już pierwsze
sekundy „Ascension of the Entombed” burzą tego rodzaju domysły, gdyż z
głośników leci… wariacja na temat „Immortal Rites” Morbidów. Zresztą ten
właśnie numer jest dość ciekawy, bowiem można go nazwać encyklopedycznym
składakiem. Obok riffowania pod wspomniany przed chwilą zespół pojawia się w
nim też zwolnienie nawiązujące bezpośrednio do Bolt Thrower, by chwilę później
panowie nieco podkręcili tempo i wkleili motyw rodem z Dissection. Podobnie
melodyjną szwedzizną zajeżdża także w kolejnym na liście „Lords of Xibalba”, a
gdy przestaje, to robi się dość nudnawo i nijako, aż do mementu, gdy owa
melodia wraca. „Raptured Nebula” z kolei otwiera się dość podobnie jak „Domination”,
by następnie dość chwytliwe harmonię przełamać kafarowym riffem, podbitym
śmigającymi na pełnej centralami, na wzór Dying Fetus. Następnie bardzo
klasyczna solówka i znów wracamy do ojców death metalu z Florydy. Ostatni
„Caustic Vengeance (Blindly Driven)” z kolei rozpędza się pomału, serwując
najpierw smutniejszy fragment doomowy pod zespoły z Albionu z początku lat
dziewięćdziesiątych. Przejście w szybsze rewiry to znów taka milion razy
słyszana mieszanka death i black metalu, niby agresywna, a zarazem mocno śpiewna.
Do całości mamy dorzucony całkiem mocny growl, w zależności od nastroju
przechodzący w odmienne tonacje. Po dwudziestu minutach dobijamy do brzegu,
choć szczerze powiedziawszy, to czekałem jeszcze na tytułowy Entombed. Ale się
nie doczekałem. Cholera, i tak chciał nie chciał, rozbiłem „Ascension of the
Entombed” na fragmenty. I chyba na tym polega problem tej EP-ki, że jest ona
zbiorem zbyt wyraźnych zapożyczeń, wrzuconych do wora trochę randomowo. A w
momentach, gdy żadnym z klasyków nie śmierdzi, a kilka takich tu się znajdzie, wieje
z kolei kłującą w uszy nijakością. Trochę nudna zatem ta płyta, a trochę
śmieszna, to zależy jak kto na nią spojrzy. W każdym bądź razie ja po trzech
okrążeniach miałem dość i moją przygodę z Overthrow zakończyłem. Jak macie za
dużo wolnego czasu, albo chcecie usłyszeć coś w rodzaju metalowej wersji
programu „Usterka”, to sobie tę EP-kę sprawdźcie. Na szczęście to tylko
dziewiętnaście minut.
-
jesusatan