Spectral
Voice
„Sparagmos”
Dark
Descent Rec. 2024
Taką miałem cichą nadzieję, że zeszłoroczny split z
Undergang był pewnego rodzaju zapowiedzią nowego dużego materiału Spectral
Voice. Jak by nie patrzeć, od premiery „Eroded Corridors of Unbeing” minęło siedem
lat, czas na nowe był zatem najwyższy. Na dobre rzeczy warto jednak czekać, a
„Sparagmos” bez wątpienia do takich należy. Ten krążek to prawdziwy,
czteroutworowy walec, który przez czterdzieści pięć minut dusi słuchacza i
wysysa z niego ostatki życia. Sposób w jaki Amerykanie budują na tym albumie
napięcie zaliczyć można jedynie do kategorii mistrzostwa świata i okolic.
Przeważają tu masywne doomowe harmonie, bardzo silnie nawiązujące do genialnego
Disembowelment. Ten charakterystyczny ton powolnie pulsującej w tle gitary
powoduje, przynajmniej u mnie, autentyczne ciary na plecach. Można powiedzieć,
że „Sparagmos” to piękna bestia, kusząca swoimi wdziękami, klimatycznym mrokiem
i zapętlonym akordem, by za chwilę podnieść łeb i eksplodować energią. Sporo na
tej płycie elementów funeral doomowych, potęgujących jej przygnębiający
nastrój, kontrastowanych dla odmiany klasyką death metalu, choćby spod znaku
Incantation. Kompozycje Spectral Voice są niczym balansowanie na granicy
totalnego gradobicie i pobitewnej ciszy. Oczywiście nie jest to zabieg
odkrywczy, jednak stosowany w tym przypadku z ponadprzeciętnym wyczuciem i
umiejętnością. „Sparagmos” gniecie swoim majestatem, a bolesne niemal fizycznie
napięcie zdaje się rosnąć z minuty na minutę. Poza tym mnóstwo na tym krążku
drobnych dodatków w tle, dzięki czemu, bez sięgania po odległe stylistycznie
gatunki, Spectral Voice stworzyli materiał niezwykle bogaty i zajmujący,
okraszony kapką melancholii zahaczającej o brytyjskich klasyków death/doom .
Równie różnorodnie jest w tytule ekspresji werbalnych. Poza growlami w różnych
odcieniach pojawiają się także nieco Bolzerowe zakrzyki, ale i delikatniejsze
środki przekazu. Nie wspomniałem o brzmieniu. To, jest masywne, dudniące,
niczym odlane w ołowiu, a jednocześnie organiczne i selektywne, by żaden
szczegół nie był w stanie umknąć naszej uwadze. „Sparagmos” jest płytą
praktycznie doskonałą, opętlającą z perfekcją trzymetrowego Boa i nie
pozwalającą na najmniejszy ruch nim nie wybrzmią ostatnie sekundy „Death’s Knell
Rings In Eternity”. Zarazem jest to prawdopodobnie najlepszy materiał jaki
wyszedł spod palców Jankesów, i to biorąc także pod uwagę ich dokonania pod
szyldem Blood Incantation. Nowy rok dopiero się zaczął, ale dla mnie album ten
już jest jednym z kandydatów do podsumowań za jedenaście miesięcy. Cudo!
-
jesusatan