środa, 12 listopada 2025

Recenzja Omegavortex “Diabolic Messiah of the New World Order”

 

Omegavortex

“Diabolic Messiah of the New World Order”

Third Eye Temple 2025

Zacznę może od tego, że leżę właśnie na podłodze i nie potrafię się podnieść, bynajmniej nie z powodu upojenia alkoholowego, bo pod tym względem zazwyczaj wiem, gdzie są granice. Pomijając fakt, że Omegavortex jest dla mnie współczesnym wyznacznikiem ekstremy i wściekłości w muzyce deathmetalowej, do spółki z Teitanblood, Concrete Winds, Pissgrave czy Degial tworzącym ścisłą elitę podgatunku, zastanawiałem się wielokrotnie, czy w rzeczonej szufladce jest jeszcze jakakolwiek szansa na ekspansję, czy przekraczanie granic. Słuchając, po raz nasty, „Diabolic Messiah of the New World Order” odnoszę wrażenie, że tą płytą Niemcy faktycznie ustanawiają nowy porządek. To, co dzieje się na tym krążku jest bowiem faktycznie chaosem (przynajmniej pozornym), który panował na początku wszechświata. Intensywność tych dziesięciu kompozycji zdecydowanie przekracza skalę, i to na zasadzie promieniowania faktycznego, a podawanego do oficjalnej informacji po katastrofie reaktora w Czarnobylu. Nie wiem, czy gitarzyści zza naszej zachodniej granicy mają po cztery ręce, czy może są najszybszymi onanistami świata, ale prędkość kostkowania, przy jednoczesnym zachowaniu techniki i brutalności tworzonych przez nich dźwięków to jest istne szaleństwo! Myśleliście kiedyś, że Angelcorpse są bezwzględni i barbarzyńscy? No to świat poszedł do przodu, halo! Na tym krążku każdy akord, każda melodia (choć niektórzy takowych mogą się tutaj nie doszukać) to śmiertelna dawka totalnego wkurwu, który powoduje nagły przypływ adrenaliny, wzrost ciśnienia i zagrożenie atakiem serca. Perkusja przy okazji dyktuje niesamowite tempa, często mocno zaskakując poziomem technicznym, a wokale lejące się z głośników szczekają z taką nieludzką intensywnością, że wszystkie osiedlowe Burki spierdalają do budy skamląc z przerażenia. Owszem, w tym dzikim szale znajdzie się miejsce na chwilowe złapanie oddechu, lecz jest to dosłownie sekunda, którą ma tonący, by za chwilę ponownie znaleźć się pod powierzchnią, w mocno zagrażającym życiu środowisku. Ja pierdole! „Diabolic Messiah of the New World Order” jest zdecydowanie jednym z najdzikszych, najbardziej bestialskich albumów jakie w życiu słyszałem, albumem który po raz kolejny udowadnia, że w teoretycznie hermetycznym kurwidołku da się jeszcze przekroczyć jakieś bariery. A najlepsze jest to, że Omegavortex na zakończenie serwują numer całkowicie wymykający się ogólnemu kształtowi krążka, udowadniając, że monotematyczni to oni może i są, ale tylko i wyłącznie na potrzeby konceptu. Nie dość, że „Wordl Extermination Agenda” to, w przeciwieństwie do pozostałych, nie przekraczających trzech minut „piosenek”, ośmiominutowy kolos, to jeszcze mnóstwo w nim wolnych partii, nie mniej infekujących śmiercią niż cała wcześniejsza zawierucha. Na koniec powiem tylko jedną rzecz. Słuchając tej płyty, jestem dymny, że wydała ją polska wytwórnia. Te pół godziny z okładem to czysta anihilacja, death metal, który oddzieli maniaków od pozerów skuteczniej niż ptaszki pomagające Kopciuszkowi przy przebieraniu maku. Absolutnie fenomenalny materiał. Jakby kto pytał, nadal leżę na glebie, i wstać nie zamierzam.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz