Omegavortex
“Diabolic Messiah of the New
World Order”
Third Eye Temple 2025
Zacznę może od tego, że leżę właśnie na podłodze i
nie potrafię się podnieść, bynajmniej nie z powodu upojenia alkoholowego, bo
pod tym względem zazwyczaj wiem, gdzie są granice. Pomijając fakt, że
Omegavortex jest dla mnie współczesnym wyznacznikiem ekstremy i wściekłości w
muzyce deathmetalowej, do spółki z Teitanblood, Concrete Winds, Pissgrave czy
Degial tworzącym ścisłą elitę podgatunku, zastanawiałem się wielokrotnie, czy w
rzeczonej szufladce jest jeszcze jakakolwiek szansa na ekspansję, czy
przekraczanie granic. Słuchając, po raz nasty, „Diabolic Messiah of the New
World Order” odnoszę wrażenie, że tą płytą Niemcy faktycznie ustanawiają nowy
porządek. To, co dzieje się na tym krążku jest bowiem faktycznie chaosem (przynajmniej
pozornym), który panował na początku wszechświata. Intensywność tych dziesięciu
kompozycji zdecydowanie przekracza skalę, i to na zasadzie promieniowania
faktycznego, a podawanego do oficjalnej informacji po katastrofie reaktora w
Czarnobylu. Nie wiem, czy gitarzyści zza naszej zachodniej granicy mają po
cztery ręce, czy może są najszybszymi onanistami świata, ale prędkość
kostkowania, przy jednoczesnym zachowaniu techniki i brutalności tworzonych
przez nich dźwięków to jest istne szaleństwo! Myśleliście kiedyś, że
Angelcorpse są bezwzględni i barbarzyńscy? No to świat poszedł do przodu, halo!
Na tym krążku każdy akord, każda melodia (choć niektórzy takowych mogą się
tutaj nie doszukać) to śmiertelna dawka totalnego wkurwu, który powoduje nagły
przypływ adrenaliny, wzrost ciśnienia i zagrożenie atakiem serca. Perkusja przy
okazji dyktuje niesamowite tempa, często mocno zaskakując poziomem technicznym,
a wokale lejące się z głośników szczekają z taką nieludzką intensywnością, że
wszystkie osiedlowe Burki spierdalają do budy skamląc z przerażenia. Owszem, w
tym dzikim szale znajdzie się miejsce na chwilowe złapanie oddechu, lecz jest
to dosłownie sekunda, którą ma tonący, by za chwilę ponownie znaleźć się pod
powierzchnią, w mocno zagrażającym życiu środowisku. Ja pierdole! „Diabolic Messiah
of the New World Order” jest zdecydowanie jednym z najdzikszych, najbardziej bestialskich
albumów jakie w życiu słyszałem, albumem który po raz kolejny udowadnia, że w
teoretycznie hermetycznym kurwidołku da się jeszcze przekroczyć jakieś bariery.
A najlepsze jest to, że Omegavortex na zakończenie serwują numer całkowicie
wymykający się ogólnemu kształtowi krążka, udowadniając, że monotematyczni to
oni może i są, ale tylko i wyłącznie na potrzeby konceptu. Nie dość, że „Wordl
Extermination Agenda” to, w przeciwieństwie do pozostałych, nie
przekraczających trzech minut „piosenek”, ośmiominutowy kolos, to jeszcze
mnóstwo w nim wolnych partii, nie mniej infekujących śmiercią niż cała wcześniejsza
zawierucha. Na koniec powiem tylko jedną rzecz. Słuchając tej płyty, jestem
dymny, że wydała ją polska wytwórnia. Te pół godziny z okładem to czysta
anihilacja, death metal, który oddzieli maniaków od pozerów skuteczniej niż
ptaszki pomagające Kopciuszkowi przy przebieraniu maku. Absolutnie fenomenalny
materiał. Jakby kto pytał, nadal leżę na glebie, i wstać nie zamierzam.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz