środa, 26 listopada 2025

Recenzja Malefic Throne „The Conquering Darkness”

 

Malefic Throne

„The Conquering Darkness”

Agonia Rec. 2025

Debiutancka EP-ka Malefic Throne, jak by nie patrzeć zespołu gwiazd, bo tworzonego przez takie persony jak Gene Palubicki i Steve Tucker, plus John Longstreth (między innymi Hate Eternal, Origin), nie zrobiła na mnie jakiegoś większego znaczenia. Powiedziałbym wręcz przeciwnie, że nazwiska, którymi tamten materiał był reklamowany, były odwrotnie proporcjonalne do muzyki zawartej na „Malefic Throne”. A może to moje oczekiwania były zbyt wygórowane? Nie będę teraz tego roztrząsał, bo nadeszło nowe, zresztą w postaci pełnometrażowego wydawnictwa, i… jest o wiele, kurwa, lepiej. Można wręcz powiedzieć, że jest zajebiście. „The Conquering Darkness” to trzy kwadranse muzyki faktycznie będącej wypadkową przede wszystkim zespołów macierzystych dwóch pierwszych wymienionych wcześniej muzyków. To, że styl Gienka bardzo mocno nawiązuje do spuścizny Morbid Angel wiemy nie od dziś. Rzecz w tym, że facet na jego podwalinach wykształcił własny, niepodrabialny sznyt, który to doskonale na tych nagraniach słychać. Nie wiem na ile pomagał mu Steve, który w sumie też potrafi dobre piosenki tworzyć, ale rezultat ostateczny to niezaprzeczalnie dźwięki cuchnące na kilometr nagraniami Morbid Angel z okresu F i G, pomieszanych z intensywnością Angelcorpse. No i te solówki, które chwilami mogłyby zawstydzić Treya z najlepszych lat. „The Conquering Darkness” to album na wskroś oldskulowy, nie łamiący żadnych barier, jednocześnie zawierający wszystko, czego fanom death metalu z lat dziewięćdziesiątych do szczęścia potrzeba. Mnóstwo tutaj zmian tempa, płynnego szuflowania riffami, masywnego pierdolnięcia, jak i dogniatania do gleby, oraz infekujących, zwłaszcza po kilku okrążeniach, melodii. Zniszczenia dopełnia wyśmienite brzmienie, gdzie wszystkie partie są doskonale czytelne, a całość brzmi organicznie do bólu. Myślę, że najbardziej adekwatnym porównaniem, za pomocą którego mógłbym polecić ten krążek, jest odniesienie do „Kingdoms Disdained”. Otóż debiut Malefic Throne to przy wspomnianym albumie Ferrari stojące przy, co najwyżej, Citroenie. Tutaj wszystko pięknie cyka, mieli i kruszy na proch, a przy okazji słychać, że nie jest to „piosenka z generatora”, tylko najszczerszy, pulsujący w żyłach metal śmierci. Jestem w stanie nawet zaryzykować stwierdzenie, że niektórym ten materiał może się załapać do ścisłego topu w podsumowaniach roku. U mnie może aż tak wysoko nie wskoczy, ale i tak uważam, że „The Conquering Darkness” to death metal z najwyższej półki. Jestem pod mocnym wrażeniem. Takie granie to miód na moje uszy.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz