Curse of the Soulless
“The Miasma of the Gods”
Independent
2022
Curse of the Soulless to solowy projekt z Berlina,
natomiast “The Miasma of the Gods” jest debiutanckim albumem tego tworu, wydanym
w zeszłym roku nakładem własnym. Muzyk zań odpowiedzialny nowicjuszem
bynajmniej nie jest, gdyż od ponad dekady stanowi sekcję siłową Darkmoon
Warrior. Tutaj natomiast postanowił o wszystko zadbać samodzielnie, dając przy
okazji upust inspiracjom niekoniecznie pasującym do kapeli macierzystej. Co
zatem zawiera owo wydawnictwo? Trzon muzyki stanowi metal śmierci. Głównie dość
prosty, chwilami wręcz siermiężny, oparty na siłowym stylu. Elementów
technicznych niezbyt tu wiele, zatem obcując z „The Miasma of the Gods”
wystawieni zostajemy na wiercące dziurę w głowie riffowanie. Trochę to
przypomina próbę wbicia się w ścianę nośna bez użycia udaru i na pierwszy rzut
ucha może wydawać się monotonne. Tym bardziej, że poszczególne utwory oparte są
jedynie na kilku akordach. Rzecz w tym, że owa powtarzalność buduje
jednocześnie coś na zasadzie transu i jeśli odpowiednio się wsłuchamy, i
przebijemy przez nietypową dla gatunku produkcję, to materiał ten zyskuje
drugie dno. Z jednowymiarowego bzyczenia zaczyna zmieniać się w wirujący w koło
i zacieśniający krąg byt, charczący do nas swoje zaklęcia i nie zwiastujący
niczego dobrego. Ponadto na płycie pojawiają się drobne ozdobniki w postaci
klawiszowych muśnięć czy filmowych sampli, budujących atmosferę horroru. Całość
obraca się zazwyczaj w podobnym, szybkim tempie, a zwolnień tu jak na
lekarstwo. No OK, ale wspomniałem, że death metal stanowi jedynie rdzeń tej
muzyki. Nadmienić bowiem należy, że sposób riffowania chwilami bardzo mocno
nawiązuje także do black metalu, a jego wpływy pogłębia wspomniane brzmienie,
będące wypadkową obu gatunków. Prawdę powiedziawszy chwilę zajęło mi
przyzwyczajenie się do takiego stroju gitar, bo jest ono rzeczywiście
niecodzienne. Jednak właśnie dzięki temu nie da się jednoznacznie wskazać
podobieństw Curse of the Soulless do jakiegoś konkretnego zespołu. I to chyba
stanowi podstawową zaletę tego albumu. Ogólnie jest to materiał ciekawy, choć
nie pozbawiony mankamentów. Jednak jak na debiut wypada całkiem nieźle i myślę,
że warto sobie te nagrania sprawdzić. Jeśli bowiem nie odbijecie się przy
pierwszym podejściu, to jest szansa, że ta płyta zagości w waszym odtwarzaczu
na dłużej.
-
jesusatan