INFLABITAN
„Intrinsic”
Soulseller
Records 2021
Inflabitan
powstał w 1993 roku jako jednoosobowy projekt muzyczny, który zaliczał się
wówczas do prężnie rozwijającej się, norweskiej sceny Black Metalowej. W ciągu
dwóch pierwszych lat działalności zespół nagrał dwa materiały demo, po czym
nagle zamilkł, robiąc sobie kilkudziesięcioletnią
przerwę. W tym czasie założyciel hordy zbierał doświadczenia w kilku Black
Metalowych składach (min w Dodheimsgard), był także częścią kultowego w pewnych
kręgach Strid. I tak oto w 28 lat od swego powstania grupa obudziła się nagle z
letargu i wydała w tym roku swój pierwszy album długogrający zatytułowany
„Intrinsic”. Jestem, prawdę powiedziawszy trochę zaskoczony tym, co usłyszałem
na tym krążku. Słychać tu co prawda Black Metalowe korzenie, jakimi legitymuje
się ten band, jednak na tym wydawnictwie środek ciężkości jest w zdecydowany
sposób mocniej przesunięty w stronę Technicznego Death/Black Metalu. Materiał
ten zawiera sporo niezgorzej pokręconych, chwytliwych riffów o skomplikowanej
konstrukcji i nierzadko progresywnym zacięciu, konkretnie wywijającego basu,
zróżnicowanych, zawiłych beczek o technicznym szlifie pełnych kontrastów
rytmicznych i złożonych, wyrafinowanych aranżacji. W poszczególnych wałkach
pojawiają się multitempowe struktury i to nie tylko, jeżeli chodzi o
poszczególne instrumenty, ale także o wokal, co nie jest rzeczą prostą do
zrealizowania. Jeżeli zresztą chodzi o wokale, to zdecydowanie zasługują one
także na uwagę. Złowrogie, jadowite growle o gniewnym tonie mają charakter
złowieszczej deklamacji, nadają tej płycie mrocznego klimatu i zarazem własnego,
indywidualnego nasycenia ciemnością. Zespół flirtuje na tej płytce także z
agresywnym Thrash Metalem, a i zimne, melodyjne, nostalgiczne riffy
przypominające pierwsze płyty Lord Belial, Sacramentum, Unanimated, czy
Dissection także przewijają się przez muzykę Inflabitan, podobnie jak i
delikatne muśnięcie klawisza. Brzmienie,
jak przystało na produkcję, gdzie uwypuklone są walory techniczne materiału,
jest wyraziste, przestrzenne i organiczne, ale zachowano tu równocześnie w
odpowiednich ilościach pewien pierwotnie surowy, przepełniony chłodem charakter
tych dźwięków. Bez dwóch zdań, ciekawa, wciągająca, niekonwencjonalna i w pewnym
stopniu nieprzewidywalna to twórczość z mnogością wątków i tajemniczą fabułą. Trzeba
jednak poświęcić jej nieco więcej czasu i atencji, aby odkryć wszystkie, ukryte
w niej smaczki i klejnoty. Gdy zabierałem się za ten album, spodziewałem się
raczej standardowego, norweskiego Black Metalu, a tymczasem usłyszałem muzykę,
która łamie zasady, kluczy i wymyka się jednoznacznej klasyfikacji. Bardzo
dobry, intrygujący album, który polecam nie tylko fanom Czarciego Metalu, gdyż to kawał świetnej, przemyślanej
muzy i nawet jeżeli to nie do końca Wasze klimaty, to posłuchać na pewno warto.
Hatzamoth