Hell's
Coronation
„Silver Knife Mysticism”
Godz Ov War / Black Death Prod. / Under the Sign of Garazel 2021/22
Panujący nam rok dwudziesty pierwszy pomału chyli
się ku upadkowi. Jednak zanim jeszcze wszyscy pójdziemy opijać nadejście
nowego, pojawia się okazja by ten stary raz jeszcze pochwalić, przynajmniej pod
względem muzycznym. Okazja tym razem z rodzaju pomniejszych, w postaci „Silver
Knife Mysticism”. Hell’s Coronation to duet, który nie rozpieszcza dużymi
wydawnictwami, lecz wypuszcza swoja truciznę w niewielkich acz dość regularnych
dawkach. Zatem na taśmie (wersja CD i winyl dostępne będą na wiosnę)
otrzymujemy trzy utwory trwające łącznie niecałe dwadzieścia minut. Jeżeli ktoś
jeszcze do dziś żyje w nieświadomości, to Hell’s Coronation powinien kojarzyć
jako spadkobiercy twórczości Samael z okresu „Worship Him” / „Blood Ritual”. I
powiem wam, że mimo iż za każdym razem wiem dokładnie czego się po ich muzyce
spodziewać, to ta i tak chwyta mnie za serducho z taką siłą, że zapomina ono
bić. Nie zaprzeczę, duża w tym zasługa osobistego sentymentu do nagrań
Szwajcarów i niezmiernie się cieszę, że jest ktoś, kto potrafi dziś tak udanie
odtworzyć klimat jaki budowali bracia Vorphalack i Xytraguptor zanim jeszcze
stali się jedynie Vo i Xy i zaczęli grać techno. „Silver Knife Mysticism” to
black metal czarny jak węgiel, oparty na niezbyt pospiesznych, masywnych
akordach systematycznie podsycanych rytualnym klawiszowym tłem. Jest tu sporo
harmonii, które powoli wkręcają się w głowę
omamiając i otaczając grubą kotarą mroku, jest niesamowity nastrój.
Wywołujący dreszcze, niepokojący i tajemniczy, infekującym kazaniem Diabła do
szpiku kości. Gdańszczanie są w swojej twórczości niesamowicie konsekwentni i
nawet nie myślą o wprowadzaniu do swoich utworów zbędnych eksperymentów. Ma być
prosto, po staremu i dla Szatana. I dlatego ja to po raz kolejny kupuję i nie
przyjmuję do wiadomości, że ktokolwiek poczuł się tym materiałem rozczarowany.
Bo Hell’s Coronation to już pewna marka i klasa sama w sobie
-
jesusatan