Cianide
"Unhumanized"
Hells
Headbangers 2019
Cianide,
to zespól, który mimo iż istnieje już od ponad trzydziestu lat,
zna tak naprawdę nieliczna garstka fanów. Zespół bardzo
konsekwentny w swoich poczynaniach muzycznych, można powiedzieć że
taki prawdziwy dinozaur, nie Dino z kreskówki. I mimo iż nigdy nie
wybili się ponad powierzchnię undergroundu, nagrali od cholery
bardzo dobrego metalu śmierci będąc zawsze do bólu szczerzy i
bezkompromisowi. Z tego też powodu każdy następny materiał
wychodzący na światło dzienne pod znaku tego ansamblu sprawiał,
że krew w żyłach zaczynała mi jakby szybciej płynąć. Nie
inaczej było i tym razem. Gdy tylko pojawiła się w mojej skrzynce
najnowsza EP-ka morderców z Chicago ręce mi zadrżały a serce
zabiło ze zdwojoną siłą. "Unhumanized" to pięć
numerów trwających niecałe dwadzieścia sześć minut. Numerów utrzymanych w wykreowanym na samym początku istnienia zespołu stylu
– czystym death metalu, bez skazy zbędnej melodyjności czy
romansowania z niepotrzebnymi gatunkami pobocznymi. Nie! Cianide
nadal łomoczą po swojemu gniotąc kości i rozpruwając trzewia
ciężkimi riffami w starym stylu. Niesamowite jest jak ci kolesie
potrafią komponować teoretycznie bardzo podobne do siebie utwory
przez tyle lat, nadal wplatając w nie coś, co po prostu łapie za
serducho i totalnie zniewala. Z drugiej strony, to chyba po prostu
rzecz gustu. Dla mnie niektóre zespoły mogą nagrywać w kółko to
samo i nadal będę się cieszył jak murzyn białą czekoladą, pod
warunkiem, iż owa muzyka będzie na wystarczająco wysokim poziomie.
"Unhumanized" zdecydowanie jest. Poza standardowymi,
ciężkimi jak walec numerami, będącymi znakiem firmowym Cianide,
mamy także chwytliwe, niemal death'n'rollowe fragmenty przy których
baniak rwie się do tańca jak pojebany. Rytmy w "Weapon of
Curse" czy "Traitors" potrafią wywołać lekki wstrząs mózgu powodujący uszczerbek na zdrowiu, a ja i tak wyszedł
bym ze szpitala po godzinie na własne życzenie i włączył
ponownie omawianą EP-kę na full volume. Świetny jest ten nowy
materiał Amerykanów. Zawiera praktycznie wszystko, czego każdy
maniak staroszkolnego death metalu oczekuje od weteranów
wspomnianego gatunku. Wielu innych odeszło na wcześniejszą
emeryturę, inni udają, że nadal czują ducha rebelii odcinając
kupony od dawno minionej sławy, jeszcze inni totalnie się
skurwili... Na szczęście Cianide nadal wie, czym jest i czym zawsze
powinien być death kurwa metal! I dlatego przed tymi panami kłaniam
się głęboko i wypijam za nich kolejny, wielki kielich
bursztynowego napoju. Na pohybel pozerom! Świetna EP-ka!
-
jesusatan