Goatvulva
"Goat
Vulva"
Werewolf
Rec. 2020
Oto
mamy wznowienie kultu kultów, jak to się podobno ostatnimi czasy
mówi. Goatvulva to bowiem zespół Nuclear Holocausto Vengeance,
człowieka znanego szerzej jako główny mózg Beherit. "Goat
Vulva" to trzydzieści jeden utworów pochodzących z nagrań
demo zespołu datujących na lata 1989-1992. No i faktycznie jest to
kult jak chuj. Chuj i pizda żeby być bardziej precyzyjnym, bo spora
część tych utworów to nagrane chyba na Grundigu stojącym pod
telewizorem fragmenty niemożliwie lubieżnych kopulacji. Takie
chałupnicze wersje sampli z pornoli mówiąc wprost. Jak już nie ma
pornoli i zaczyna się "granie właściwe" to też jest
kult jak chuj. Bo faktycznie chuja słychać. Dudnienie, przebasowane
blasty, przesterowane wrzaski w tle, falujący chwilami dźwięk,
czysta kurwa jego mać kakofonia. Aby doszukać się w tym hałasie
jakiegoś riffu należy wykazać się podobną wyobraźnią jak w
przypadku wyobrażenia sobie kopulującej parki przy wspomnianych
wcześniej porno-utworach. Nie no, ja uwielbiam surowiznę, jednak
samo hałasowanie dla hałasowania ma z muzyką tyle wspólnego co
Teresa Orlowski z wzorem cnót wszelakich. Nie mniej jednak jest to
ponoć kult. Jak chuj, że się powtórzę. Ja natomiast chuj na to
kładę, bo nie chce mi się tego słuchać i za chuj do tego nie
wrócę, ni chuja. Nie wiem na chuj to komu. Chyba że ktoś jest
przechuj i chce mieć na półce coś w chuj kultowego, by innym
chujom włańczać to podczas chujowych imprez i szpanować jaki to z
niego chuj. Ja z trudem dobrnąłem do końca tej kompilacji. Jeśli
to ma być kult, to ja go za chuj nie rozumiem. Pewne dla niektórych
będę chuj. No i chuj im w dupę.
-
jesusatan