wtorek, 25 listopada 2025

Recenzja Midnight Fortress „Midnight Fortress”

 

Midnight Fortress

„Midnight Fortress”

Independent 2025

Czasem dziwię się, ileż to młodzi ludzie mają w sobie zapału do tworzenia muzyki mającej swój rodowód dużo wcześniej niż oni sami byli jeszcze w planach swoich rodziców, gdyż nierzadko owi rodzice byli jeszcze małymi brzdącami kiedy owe gatunki raczkowały, i na chleb mówili „bep”. Jednym z takich zapaleńców jest Eryk, młody chłopak, który dał się już poznać jako kompozytor w takich aktach jak Okrünik czy Night Lord. Teraz przyszedł czas na Midnight Fortress. Twór, w którym muzyk przemierza lądy odkryte jeszcze dawniej, niż we wspomnianych przed chwilą zespołach. „Midnight Fortress” to muzyka mająca swoje najgłębsze korzenie we wczesnych latach osiemdziesiątych, z ewentualnymi wpływami późniejszymi, nawiązującymi do klasyków speed czy nawet thrash metalu. Przekrój inspiracji jest tutaj naprawdę szeroki, a biorąc pod uwagę, że sama płyta jest dość długa, bowiem trwa w okolicach godziny, a samych piosenek jest aż dwanaście, naprawdę jest czego słuchać i czym się delektować. Zdecydowanie jest to twórczość bardziej lajtowa niż większość współczesnych, że tak to nazwę, retro – zespołów. Choćby dlatego, że sporo tutaj utworów wolniejszych i rockowo skocznych, z wpadającymi momentalnie w głowę melodiami. Nawet balladek nie zabrakło. Skojarzenia z W.A.S.P. czy Mötley Crüe będą w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Nie brak tu też mocniejszych akcentów, osobiście kojarzących mi się chwilami z rodzimym Katem. Nazwami rzucać zresztą można w tym przypadku w nieskończoność, bowiem Midnight Fortress to nie zespół mający na celu tworzenie nowego nurtu, a raczej rekultywowanie tych starszych, nieco zapomnianych. Co dla mnie najważniejsze, to fakt, że muzycy faktycznie czują ducha tamtych lat i są go w stanie wywołać lepiej, niż niejedno medium. „Midnight Fortress” to prawdziwy wehikuł czasu, twórczość tak naturalna i tak radosna, że banan praktycznie nie odkleja się od lica ani na sekundę. Niektóre momenty są tak nośne, że aż chce się pośpiewać, równie wysokim tonem co Eric The Midnight Brüte, wznosząc jednocześnie kielich wysoko w górę. Zdaje mi się, że im jestem starszy, tym starsze rzeczy bardziej mi się podobają. Albo może stare rzeczy, ale odświeżane przez nowe zespoły, bo one potrafią dodać do klasyki także coś własnego. Midnight Fortress nagrali fantastyczny album, którego słucha się wyśmienicie, i to wcale nie tylko przy zimnym bursztynowym. Premiera już w grudniu, a że zaraz potem koncert zespołu w moim rodzinnym mieście, to stawiam się obowiązkowo, by sprawdzić formę formacji na żywo. Coś jednak czuję, że ta muza ze sceny rozpierdoli jeszcze bardziej niż z płyty. Podoba mi się to w chuj, nic na to nie poradzę.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz