Midnight Fortress
„Midnight Fortress”
Independent 2025
Czasem dziwię się, ileż to młodzi ludzie mają w
sobie zapału do tworzenia muzyki mającej swój rodowód dużo wcześniej niż oni
sami byli jeszcze w planach swoich rodziców, gdyż nierzadko owi rodzice byli
jeszcze małymi brzdącami kiedy owe gatunki raczkowały, i na chleb mówili „bep”.
Jednym z takich zapaleńców jest Eryk, młody chłopak, który dał się już poznać
jako kompozytor w takich aktach jak Okrünik czy Night Lord.
Teraz przyszedł czas na Midnight Fortress. Twór, w którym muzyk przemierza lądy
odkryte jeszcze dawniej, niż we wspomnianych przed chwilą zespołach. „Midnight
Fortress” to muzyka mająca swoje najgłębsze korzenie we wczesnych latach
osiemdziesiątych, z ewentualnymi wpływami późniejszymi, nawiązującymi do
klasyków speed czy nawet thrash metalu. Przekrój inspiracji jest tutaj naprawdę
szeroki, a biorąc pod uwagę, że sama płyta jest dość długa, bowiem trwa w
okolicach godziny, a samych piosenek jest aż dwanaście, naprawdę jest czego
słuchać i czym się delektować. Zdecydowanie jest to twórczość bardziej lajtowa
niż większość współczesnych, że tak to nazwę, retro – zespołów. Choćby dlatego,
że sporo tutaj utworów wolniejszych i rockowo skocznych, z wpadającymi
momentalnie w głowę melodiami. Nawet balladek nie zabrakło. Skojarzenia z
W.A.S.P. czy Mötley Crüe będą w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Nie
brak tu też mocniejszych akcentów, osobiście kojarzących mi się chwilami z
rodzimym Katem. Nazwami rzucać zresztą można w tym przypadku w nieskończoność,
bowiem Midnight Fortress to nie zespół mający na celu tworzenie nowego nurtu, a
raczej rekultywowanie tych starszych, nieco zapomnianych. Co dla mnie
najważniejsze, to fakt, że muzycy faktycznie czują ducha tamtych lat i są go w
stanie wywołać lepiej, niż niejedno medium. „Midnight Fortress” to prawdziwy
wehikuł czasu, twórczość tak naturalna i tak radosna, że banan praktycznie nie
odkleja się od lica ani na sekundę. Niektóre momenty są tak nośne, że aż chce
się pośpiewać, równie wysokim tonem co Eric The Midnight Brüte, wznosząc
jednocześnie kielich wysoko w górę. Zdaje mi się, że im jestem starszy, tym
starsze rzeczy bardziej mi się podobają. Albo może stare rzeczy, ale odświeżane
przez nowe zespoły, bo one potrafią dodać do klasyki także coś własnego.
Midnight Fortress nagrali fantastyczny album, którego słucha się wyśmienicie, i
to wcale nie tylko przy zimnym bursztynowym. Premiera już w grudniu, a że zaraz
potem koncert zespołu w moim rodzinnym mieście, to stawiam się obowiązkowo, by
sprawdzić formę formacji na żywo. Coś jednak czuję, że ta muza ze sceny
rozpierdoli jeszcze bardziej niż z płyty. Podoba mi się to w chuj, nic na to
nie poradzę.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz