Dysylumn
„Abstraction”
Signal Rex. 2025
Do twórczości Dysylumn mam niezaprzeczalną słabość
od czasów wydania przez nich „Occultation”, płyty, którą wałkowałem w
nieskończoność, i do której bardzo często wracałem. „Cosmogonie” gościła w moim
odtwarzaczu może nieco rzadziej, ale bynajmniej nie ze względu na poziom
muzyczny. Teraz, po pięciu latach, kiedy Francuzi powrócili z „Abstraction”,
ponownie jestem zakochany po uszy. Dysylumn nie odkrywa na tym krążku nowych
lądów. Bardziej krystalizuje i udoskonala swój styl, choć na dobrą sprawę takie
stwierdzenie jest banałem, gdyż zespół ten własny sznyt posiada od lat, i
naprawdę niewiele jeszcze się da w nim ulepszyć. Na płycie tej znajdziemy pięć
kawałków atmosferycznego black metalu, silnie zainfekowanego negatywnymi
uczuciami. Celowo nie piszę „depresyjnego black metalu”, bowiem to określenie
styl Dysylumn bardzo mocno by zawęziło. Owszem, materiał ten przepełniony jest
smutkiem, rozpaczą, beznadzieją, i ciężko znaleźć na nim choćby jedną nutkę o
pozytywnym wydźwięku, a mimo to, sposób w jakim muzycy ubierają zebrane w sobie
emocje w dźwięki jest swoistym ewenementem. Bo raz, że mimo swojego bardzo
szarego kolorytu, muzyka ta stanowić może swoiste katharsis, być wentylem
bezpieczeństwa dla gromadzącego się w głowie codziennego syfu, a dwa, Dysylumn
nie sposób pomylić z żadnym innym bytem. Sposób w jaki Francuzi układają
poszczególne kompozycje, by cały czas utrzymywać napięcie na najwyższym
poziomie, żonglując jednocześnie akordami niebywałym wyczuciem, melodie tremolo,
które płyną niczym narkotyk w żyłach, charakterystyczne tylko dla nich,
infekujące silniej niż jad, niezwykle emocjonalne wokale, czasem burzliwe,
gdzie indziej rozpaczliwe, to wszystko jest już znakiem firmowym Dysylumn.
Tutaj nie ma miejsca na jakieś niedociągnięcia. Nie znajdziecie tu fragmentów,
które nie pasowałyby do reszty układanki. Tu wszystko dopięte jest na ostatni
guzik, by w ostatecznym rozrachunku stanowiło kolejną perełkę w dyskografii
zespołu będącego już dziś klasykiem francuskiego black metalu. Mam jedynie
drobne zastrzeżenia do czasu trwania „Abstraction”, bo trzydzieści sześć minut powoduje
u mnie lekki niedosyt. Poza tym drobiazgiem, nie mam jednak żadnych pytań.
Świetny album.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz