Unsouling
„Outward
Streams of Devotional Woe”
I, Voidhanger Records 2025
Pierwsza
płyta tego Amerykanina była bardzo interesująca, bo występujące na niej
niezwykłe połączenie death i black metalu z gotykiem i darkwave, mocno dawało
radę. Zespolenie wielu odrębnych gatunków na „Vampiric Spiritual Drain”,
sprawdziło się, co zaowocowało zróżnicowaną, ale spójną muzyką, która
gwarantowała emocjonalną sinusoidę. Drugi album Unsouling nieco mnie
rozczarował, lecz nie jest to do końca złe wydawnictwo. Andy Schoengrund
poszedł na „Outward Streams of Devotional Woe” w spokojniejsze klimaty. Na tym
krążku jest mniej agresywniej, aczkolwiek kilka wybuchów złości odnalazłem, ale
była ona dość powściągliwa w stosunku do tej z poprzedniej produkcji. Tym razem
zaserwowano mi atmosferyczną muzykę, której bliżej do nastrojowego doom metalu
niż do oryginalnej fuzji wymienionych wyżej stylów rzępolenia. To
melancholijne, powolne utwory o dużej gęstości dźwięków, które zapraszają do
introwertycznych wędrówek i rozmyślań nad sensem życia. Z tutejszych akordów i
bogatej, post-metalowej ornamentyki leją się tony smutku i żalu, że prawie
dostałem depresji, zwłaszcza że aura za oknem w tym pomaga. Ogólnie rzecz
biorąc Unsouling poczyna sobie teraz dużo delikatniej, snując smętne riffy
wygrywane na nisko nastrojonych gitarach, które wspomagają mięsisty bas i
dudniąca perkusja, a ich gorzki wydźwięk podkreślają szorstkie i pełne bólu
wokalizy. Cóż, to ładna muzyka o przepięknych, rzewnych melodiach, które
przeplatają się z gniotącymi i ociupinkę brutalnymi riffami. Jednakże nie
mająca wiele wspólnego z wcześniejszym albumem, choć połączenia między
poszczególnymi elementami w dalszym ciągu jawią się jako eksperymentalna muza,
która obecnie skupia się na duchowych rozterkach. Niewątpliwe miażdży
egzystencjonalnym usposobieniem, ale czy na ten czas mi to pasuje? Nie wiem. Sprawdźcie,
jeśli gustujecie w poetyckim i smutnym metalu.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz