piątek, 21 listopada 2025

Recenzja Clandestine Blaze “Consecration of the Blood”

 

Clandestine Blaze

“Consecration of the Blood”

Northern Heritage 2025

Uważam, że przedstawianie komukolwiek Clandestine Blaze jest nie na miejscu. Twór ten istnieje od dwudziestu siedmiu lat, a „Consecration of the Blood” jest jego trzynastym dużym wydawnictwem. Zresztą Mikko Aspa, odpowiedzialny za ów projekt w całości, regularnie, aczkolwiek zawsze niczym grom z jasnego nieba, bez jakichkolwiek zapowiedzi, wypuszcza w świat kolejne materiały, więc jeśli ktoś dotychczas się z jego twórczością nie spotkał, to albo żyje w jaskini, albo po prostu na to spotkanie nie zasługuje. O Clandestine Blaze nie da się napisać wiele nowego, bo i sama muzyka tworzona pod tym szyldem z nowoczesnością niewiele ma wspólnego. A konkretnie, nic. Każdy kolejny album Fina to podróż w lata dziewięćdziesiąte, zwłaszcza do okresu, w którym druga fala black metalu rodziła się w Norwegii. Od lat uwielbiam Clandestine Blaze choćby właśnie za tą Darkthrone’ową surowość w muzyce (choć, oczywiście, poza samą surowością, nie brak tutaj jakże charakterystycznych dla zespołu Fenriza akordów, czy bardzo minimalistycznej sekcji rytmicznej) oraz niesamowitą konsekwencję. I to właśnie to ostatnie jest największą zaletą „Consecration of the Blood”, bo o ile nawet wspomniany Darkthrone zboczył mocno ze swojej ścieżki, wydeptując sobie przez ostatnie dwie dekady nową, tak Clandestine Blaze pozostaje niezmiennie taki sam. Bynajmniej nie mam tu na myśli tego, iż zjada swój własny ogon. Bo tym co odróżnia go od wielu leciwych już zespołów, to fakt, iż każdy kolejny album Aspy jest kolejnym lodowym sztyletem wbijanym prosto w serca owieczek Niebieskiego Pasterza. Sztyletem, który przez lata nie stępił się ani ociupinkę, a wręcz powiedziałbym, że na okazję „Consecration of the Blood” został dodatkowo naostrzony. I to tutaj chcę podkreślić bardzo zdecydowanie – te nagrania to, nawet biorąc pod uwagę niezwykle silną konkurencję, najlepszy materiał od Clandestine Blaze od dobrej dekady. Nie ma na nim słabych momentów. Od początku do końca jest to zimny, północny black metal na najwyższym światowym poziomie. Beż łamania jakichkolwiek barier, bez poszukiwania chuj wie czego, black metal oparty na pierwotnych wzorcach, tak muzycznych jak i brzmieniowych. I w tym miejscu pozwolę sobie zakończyć, bo dalsze strzępienie języka byłoby stratą mojego czasu, który wolę poświęcić kolejnemu odsłuchowi. Fantastyczny krążek, bez dwóch zdań!

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz