niedziela, 9 listopada 2025

Recenzja Upon the Altar „Profanation's Vapor”

 

Upon the Altar

„Profanation's Vapor”

Godz ov War 2025

Muzycy z Upon the Altar najwyraźniej nie cierpią w swoim życiu próżni, regularnie, od zarania zespołu, przypominając o jego istnieniu kolejnymi wydawnictwami. Minął zaledwie rok od wypuszczenia bestii o imieniu „Descendants of Evil”, a już mamy od nich nowy materiał (że nie wspomnę, iż w międzyczasie pojawiła się także kompilacja zawierająca demo i covery). „Profanation’s Vapor” to materiał z gatunku tych krótszych, bowiem zawierający dwadzieścia trzy minuty muzyki, co absolutnie nie znaczy, że mniej treściwy. Kiedy tak zastanawiałem się, co jeszcze mogę napisać o muzyce Upon the Altar, zespołu, któremu kibicuję od „Promo 2020”, to zaczęły przychodzić mi do głowy same oczywistości. Bo wszyscy zainteresowani doskonale wiedzą, co to za zespół, kto w nim gra, i, przede wszystkim, co gra. Dziś, nazwa, której jeszcze pięć lat temu prawie nikt nie kojarzył, wymieniana jest w pierwszej kolejności jeśli chodzi o gruzowanie w naszym kraju, nie bez szans na zaciętą konfrontację ze światowymi tytanami gatunku. I te pięć nowych kompozycji (plus intro) jedynie klasę Upon the Altar potwierdza. Bez względu na to, czy chłopaki przejeżdżają po nas walcem, miażdżąc akordami „w zwolnionym tempie” (jak choćby na zakończenie tej EP-ki), czy rozpędzają swój czołg do maksymalnych prędkości (żeby daleko nie szukać, to już po wspomnianym introsie następuje prawdziwa eksplozja), czujemy sączące się z tej muzyki czyste zło. Tworząc swoje wizje, muzycy stosują wyłącznie kolory (a właściwie odcienie) oparte na bazie smoły i wulkanicznej lawy. Nie ma w tych dźwiękach miejsca na ckliwe harmonie, chwytliwe refreny czy momenty do ponucenia. Tutaj słowa „metal śmierci” naprawdę znaczą to, co znaczą, i nie są jedynie wyświechtanym sloganem, który można podpiąć pod twórczość ze śmiercią nie mającą nic wspólnego. Na temat brzmienia rozpisywać się chyba nie muszę, bo to, jaką uwagę panowie przywiązują do tego, by było masywnie i organicznie, zdążyli już niejednokrotnie udowodnić. Cóż… Upon the Altar to Upon the Altar, oni robią swoje, krocząc do przodu bez oglądania się na panujące trendy. I albo się ich kocha albo  nienawidzi (jak to kiedyś śpiewał klasyk, którego kochałem, a dziś nienawidzę). Jeśli macie poprzednie wydawnictwa Tarnowian na półce, to nawet nie muszę pisać, że „Profanation’s Vapor” możecie brać w ciemno, bo doskonale o tym wiecie sami.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz