Degraved
„Spectral Realm of Ruin”
Dark Descent Rec. 2025
Kilkanaście dni temu, w barwach Dark Descent Records
zadebiutował kolejny przedstawiciel młodego pokolenia metalu śmierci zza
wielkiej wody, o imieniu będącym antonimem pewnych klasyków ze Starego
Kontynentu. Nie od Szwedów jednak Degraved czerpią inspiracje, ale o tym za
chwilę. Zespól istnieje przynajmniej pięć lat, bowiem to właśnie w roku
dwudziestym ukazało się ich pierwsze demo, po którym panowie wypluli jeszcze
EP-kę, splita, i demo numer dwa. Musiały to być nagrania na tyle obiecujące, że
chłopaki zyskali uznanie w oczach uznanego, krajowego wydawcy, w wyniku czego
mamy „Spectral Realm of Ruin”. Album ten zawiera trzydzieści pięć minut
amerykańskiego death metalu, niczym za starych, dobrych lat. Doprecyzowując,
chodzi o ten jego odłam, który najbardziej cuchnie grobem i zgnilizną, zatęchły
i niezbyt melodyjny, bez śpiewnych refrenów czy łatwo wpadających ucho melodii.
Tak, jeśli w tym momencie pomyślicie o Incantation, Autopsy czy Disma, to
jesteście na bardzo dobrej drodze. Zawartych na płycie siedem numerów to
klasyczny ciężar, esencja gatunku, ze szczególnym wskazaniem na okres, w którym
ten już się solidnie ukształtował, i siał pożogę na całym globie. Degraved nie
starają się łamać żadnych standardów czy ustanawiać nowych rekordów. Ani w
biciu prędkości (w rzeczywistości przyspieszeń tutaj stosunkowo niewiele), ani
nadmiernym, a raczej powinienem powiedzieć „przesadnym” dociążaniu (bo owszem,
materiał ten gniecie niesamowicie, ale jakieś tam miejsce na płytki oddech
pozostawia), ani w kombinowaniu. Przeciwnie, kawałki na tym krążku są raczej
proste, lecz wynika to przede wszystkim nie z braku umiejętności muzyków, a
wizji śmierci, jaką postanowili przed słuchaczem roztoczyć. Śmierci nie
komiksowej, czy uśmiechniętej niczym w kreskówce, a obrzydliwej, odrażającej i
bezwzględnej. Choćby samo brzmienie tych nagrań, które jest duszne i
maksymalnie organiczne, u starych załogantów na pewno spowoduje przyspieszone
bicie serca, a amatorów współczesnej studyjnej polerki odepchnie po kilku
sekundach. Podobnie jak wokale, głębokie, nieco bulgotliwe, jakby śpiewane z
zakopanej dwa metry pod powierzchnią trumny. W kilku miejscach natomiast, dość
niespodziewanie, pojawiają się klawiszowe maźnięcia, i choćby dlatego, że
zastosowane zostały w tak oszczędny, a zarazem nadający tajemniczego klimatu
sposób, stanowią przysłowiową szczyptę soli do i tak wyśmienitego dania, jakim
jest „Spectral Realm of Ruin”. Tak się akurat trafiło, że dokładnie tego samego
dnia kiedy napisałem powyższy tekst, został zaanonsowany występ Degraved na
trzeciej edycji Death Is Not The End. I jest to na pewno jeden z argumentów, by
na rzeczoną imprezę po raz trzeci się wybrać. Sprawdźcie sobie ten album, bo
dla każdego fana starej szkoły death metalu jest to pozycja gwarantująca silne,
muzyczne i emocjonalne, doznania. Domyślam się, że na żywca to będzie prawdziwy
grób.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz