czwartek, 11 grudnia 2025

Recenzja Degraved „Spectral Realm of Ruin”

 

Degraved

„Spectral Realm of Ruin”

Dark Descent Rec. 2025

Kilkanaście dni temu, w barwach Dark Descent Records zadebiutował kolejny przedstawiciel młodego pokolenia metalu śmierci zza wielkiej wody, o imieniu będącym antonimem pewnych klasyków ze Starego Kontynentu. Nie od Szwedów jednak Degraved czerpią inspiracje, ale o tym za chwilę. Zespól istnieje przynajmniej pięć lat, bowiem to właśnie w roku dwudziestym ukazało się ich pierwsze demo, po którym panowie wypluli jeszcze EP-kę, splita, i demo numer dwa. Musiały to być nagrania na tyle obiecujące, że chłopaki zyskali uznanie w oczach uznanego, krajowego wydawcy, w wyniku czego mamy „Spectral Realm of Ruin”. Album ten zawiera trzydzieści pięć minut amerykańskiego death metalu, niczym za starych, dobrych lat. Doprecyzowując, chodzi o ten jego odłam, który najbardziej cuchnie grobem i zgnilizną, zatęchły i niezbyt melodyjny, bez śpiewnych refrenów czy łatwo wpadających ucho melodii. Tak, jeśli w tym momencie pomyślicie o Incantation, Autopsy czy Disma, to jesteście na bardzo dobrej drodze. Zawartych na płycie siedem numerów to klasyczny ciężar, esencja gatunku, ze szczególnym wskazaniem na okres, w którym ten już się solidnie ukształtował, i siał pożogę na całym globie. Degraved nie starają się łamać żadnych standardów czy ustanawiać nowych rekordów. Ani w biciu prędkości (w rzeczywistości przyspieszeń tutaj stosunkowo niewiele), ani nadmiernym, a raczej powinienem powiedzieć „przesadnym” dociążaniu (bo owszem, materiał ten gniecie niesamowicie, ale jakieś tam miejsce na płytki oddech pozostawia), ani w kombinowaniu. Przeciwnie, kawałki na tym krążku są raczej proste, lecz wynika to przede wszystkim nie z braku umiejętności muzyków, a wizji śmierci, jaką postanowili przed słuchaczem roztoczyć. Śmierci nie komiksowej, czy uśmiechniętej niczym w kreskówce, a obrzydliwej, odrażającej i bezwzględnej. Choćby samo brzmienie tych nagrań, które jest duszne i maksymalnie organiczne, u starych załogantów na pewno spowoduje przyspieszone bicie serca, a amatorów współczesnej studyjnej polerki odepchnie po kilku sekundach. Podobnie jak wokale, głębokie, nieco bulgotliwe, jakby śpiewane z zakopanej dwa metry pod powierzchnią trumny. W kilku miejscach natomiast, dość niespodziewanie, pojawiają się klawiszowe maźnięcia, i choćby dlatego, że zastosowane zostały w tak oszczędny, a zarazem nadający tajemniczego klimatu sposób, stanowią przysłowiową szczyptę soli do i tak wyśmienitego dania, jakim jest „Spectral Realm of Ruin”. Tak się akurat trafiło, że dokładnie tego samego dnia kiedy napisałem powyższy tekst, został zaanonsowany występ Degraved na trzeciej edycji Death Is Not The End. I jest to na pewno jeden z argumentów, by na rzeczoną imprezę po raz trzeci się wybrać. Sprawdźcie sobie ten album, bo dla każdego fana starej szkoły death metalu jest to pozycja gwarantująca silne, muzyczne i emocjonalne, doznania. Domyślam się, że na żywca to będzie prawdziwy grób.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz