Putrid Vomit Christ
„Perpetual Intercourse”
Godz ov War 2024
Leci B-52! Leci B-52! Wietnamczyki, skurczybyki,
uciekają gdzie się da! Taką piosenkę, będąc na etapie szóstej klasy
podstawówki, śpiewaliśmy sobie późną nocą z kolegami na koloniach letnich w
Jarosławcu, wkurwiając tym niemożebnie naszą młodą i bujnie obdarzoną przez
naturę opiekunkę. Do dziś pamiętam jej biały, obcisły strój kąpielowy… No ale o
Wietnamczykach miało być, a nie o pierwszych erotycznych pokusach. Z kraju
Vietcongu pochodzi bowiem Putrid Vomit Christ. Ciekawa nazwa, trzeba przyznać,
taka akurat na moim poziomie, bezpośrednia i obrazoburcza. No a poza tym, jak
bum cyk-cyk, nie kojarzę, abym kiedykolwiek słyszał zespół metalowy z tego
zakamarka globu. Zatem już na początku jest pewnego rodzaju geograficzna
niespodzianka. Ale czy jest to jedynie ciekawostka, czy może coś więcej? Zespół
obraca się w klimatach death / doom, zawierających sporą dawkę staroszkolnych
melodii. I jedno na pewno należy zaznaczyć. Nie jest to żadne smęcenie, lanie
lukru, tylko prawdziwie oldskulowe klimaty. Główny nacisk położony jest tutaj
na grobową atmosferę, powolny rozkład i odór zgnilizny. Słowo powolny jest
kluczowe, bowiem panowie nigdzie się nie spieszą, tylko lepią soczyste akordy,
najczęściej sączące się niczym ropa z zainfekowanej rany, przyspieszające
miejscami co najwyżej do d-beatu. Czuć w tym wszystkim także kapkę stylu
sludge’owego, momentami, zwłaszcza we fragmentach najprostszych, zajedzie nieco
punkiem, acz są to raczej drobne dodatki niż składowe mające znaczący wpływ na
całość. Zdecydowanie większą rolę odgrywają tutaj gitarowe melodie, chwilami
mocno wysuwające się najpierwszy plan i mamiące hipnotyzującymi powtórzeniami
(jak choćby na rozpoczęcie i zakończenie płyty). Będąc przy początku, to
„Vacuous Ecstasy” bardzo mocno skojarzył mi się z kostarykańskim Morbid Stench.
Chyba ze względu na podobny, mechaniczny, ciężki riff i barwę głosu wokalisty, tą
w wyższej tonacji growla. Ostatecznie więcej w tych dźwiękach chyba wpływów
funeral doom spod znaku Evoken czy Mournful Congregation. Zresztą wyszukiwanie
podobieństw w tym przypadku jest trochę jak dzielenie włosa na czworo, bo summa
summarum Wietnamczycy i tak na nikim nie wzorują się dosłownie, a jedynie
sklejają ten cmentarny bajzel na swój własny sposób. Trzeba przyznać, że
wychodzi im to całkiem sprawnie, bo „Perpetual Intercourse” to materiał, który
z czasem rośnie, i choć nie jest to na pewno jakieś wielkie „wow!”, to na pewno
lepsza produkcja, niż można by się wstępnie spodziewać. Zatem jeśli macie
ochotę sprawdzić sobie Putrid Vomit Christ jedynie ze względu na pochodzenie,
to możecie mocno się zdziwić.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz