Kir
„L’appel
Du Vide”
Godz Ov War Productions 2024
Kir
jest nowym projektem członków takich grup jak Outre i Poroniec. Należy również
wiedzieć, że nazwa tej kapeli nie ma nic wspólnego z „kiraniem”, gdyż kir to
czarny całun, którym okrywa się trumnę bądź żałobna wstęga dołączana do flag
narodowych jak i czarna aksamitka, noszona na ubraniach po stracie kogoś
bliskiego. Zatem dwaj muzycy, ukrywający się pod pseudonimami Ferment i Harvest
wraz z sesyjnym perkusistą, którym jest niejaki Krzysztof Klingbein oraz na
spółę z Gregiem z Godz Ov War wysmażyli dość mocny debiut. Są nim cztery
kawałki plus intro, które łącznie dają jakieś trzydzieści minut muzyki o
black-death metalowej łatce. Po minutowym i sprawnie budującym napięcie wstępie
w postaci „Destination Void”, dostajemy w twarz gorącym podmuchem za sprawą
„Monument” (kurczę, kiepsko mi się ten tytuł kojarzy), ale w tym przypadku robi
mi on dobrze. To silne i bojowe riffy, które mkną przed siebie w rytm dudniącej
perkusji i zwalniają okresowo, aby się jedynie przezbroić przed kolejnym
uderzeniem. Kończy go pełne boleści tremolo, ale tnący na połowę ten kawałek
przerywnik zagrany na samych gitarach to istny majstersztyk. Następujące po nim
„Znów”, „Eter” i „Apoptosis” są niejako jego kontynuacją, jednakże charakteryzują
się większą zmianą tempa, porzucają również jednostajność „Monumentu” na rzecz
klimatycznych zwolnień i bardziej pokombinowanego kostkowania. W gęste i
wojownicze akordy, które tutaj przeważają, Kir wplata również sporo
refleksyjnych melodii. Wyłaniają się one subtelnie spomiędzy głównej lawy,
częstując w formie tremolando „mglistymi” harmoniami i wprowadzając do wyraźnie
przytłaczających swą agresywnością tekstur delikatnie kontemplacyjny
pierwiastek, który nieco uspokaja tą momentami naprawdę silną zawieruchę. Wydawnictwo
inaugurujące działalność Kir to w dużej mierze zwarty i temperamentny
black-death metal, w którego spójność wdzierają się lodowate chwytliwości,
kierując go w melancholijne po polsku rejony. Jednakże jego agresywność w
połączeniu z podanymi w wysublimowany sposób melodiami, doskonale komponuje się
z introspektywnymi tekstami, w których można się także dopatrzyć odniesień do
innych, lirycznych utworów, niekoniecznie związanych z metalem zaś wokale,
które je „wyśpiewują” potęgują ich i tak już mocno emocjonalny przekaz. Brutalna
i zarazem finezyjna produkcja, która uderza w punkt, rozrywając jestestwo na
strzępy. Mięsisty black-death metal o miejskim usposobieniu, który wydźwiękiem
kojarzy mi się trochę z „Hollow” od Hauntologist, ale swoją dzikością i gniewem
pożera go bez wysiłku.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz