OBSCURAE
„To Walk the Path of Sorrow”
American DeclineRecords 2020
Drugi
album amerykańskiej hordy Obscurae to płyta w całości poświęcona majestatowi
nocy. Nie znajdziemy tu żadnych odniesień religijnych, ideologii, czy ludowych
przesądów. „To Walk…” gloryfikuje magię wiecznej ciemności i jest świadectwem
tajemnicy, powabu, głębi i potęgi tego czasu, gdy świat pogrąża się w mroku. Po
kilkukrotnym przesłuchaniu stwierdzam, że strasznie głośne są noce za wielką
kałużą. Po mglistym, ambientowym wstępie atakuje nas bowiem gęsta, ogłuszająca
ściana lodowatych, jadowitych wioseł zlewająca się w jeden totalny atak wrzącej
agresji. Dopiero po chwili, gdy nieco się ogarniemy, ochłoniemy i przyzwyczaimy
do tej zwartej masy agresywnych, jadowitych riffów usłyszymy dudniące na drugim
planie bębny, majestatyczny parapet i upiorny, nawiedzony, drapieżny,
demoniczny scream. Niewątpliwie ma to swój urok, muzyka, jaką tu słyszymy, jest
niewymownie dzika, surowa i pierwotnie barbarzyńska, emanuje mizantropią,
nihilizmem i ponurą, opętańczą atmosferą, trzeba jednak poświęcić tej produkcji
dosyć sporo czasu i atencji, aby się z nią oswoić i wyłowić z tego ołowianego,
dźwiękowego chaosu, drogę, którą i tak w pewnym sensie będziemy poruszać się
niemal po omacku. Spore grono słuchaczy nie sprosta z pewnością temu wyzwaniu,
więc jest to materiał dla najbardziej zdeterminowanych i oddanych zarazem
maniaków czarnej sztuki. Ci, którzy przetrwają, zostaną dosłownie zalani mrocznymi falami
dzikich, bestialskich, kakofonicznych wręcz, przygniatających, hipnotycznych
pływów zbudowanych na bazie chropowatych tekstur basowych, które w większości przypadków
są bardziej wyczuwalne, niż słyszalne,
przytłaczających, monolitycznych, bezlitosnych riffów, chorych wokaliz i
operującego z piekielnych czeluści dusznego, zawiesistego parapetu. Czuć gdzieniegdzie
w tym szaleństwie ducha Emperor z czasów „In the Nightside Eclipse”, można
także natknąć się na pewne odniesienia do Burzum. Wszystko to jednak pokryte
jest prawie nieprzeniknioną, wysoce nieprzyjazną, lepką breją lo-fi brzmienia,
przez którą trzeba się konsekwentnie przegryzać, jeżeli chcemy dotrzeć do
samego jądra ciemności na tym albumie. Ciekawe, ilu z Was znajdzie na to siłę i
odwagę?
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz