czwartek, 15 kwietnia 2021

Recenzja Farer „Monad”

 

Farer

„Monad”

Aesthetic Death Rec. 2020

Farer to zespół powstały na gruzach Menhir. Nic wam ta nazwa nie mówi? Szczerze powiedziawszy mi też nie, ale czuję cholerną potrzebę sprawdzenia wcześniejszych dokonań Holendrów, bo to co stworzyli na „Monad” rozłożyło mnie na łopatki. Bez różnicy, czy w zawartości tego krążka doszukamy się elementów sludge / doom, noise czy depresyjnego black metalu nie zmieni faktu, że ta muzyka potrafi niesamowicie silnie oddziaływać na uczucia, wręcz się nimi bawić. Sprowadza nas na najniższy poziom upodlenia i depresji pociągając za nerwy niczym za sznurki marionetki. Cztery ponad dziesięciominutowe kompozycje pełne są wielokrotnych powtórzeń, wprowadzających w sen na jawie akordów, tworząc niepowtarzalna aurę pustki, bólu i rozpaczy. Nie bez powodu chyba autorzy określili swój debiut jako Testament Cierpienia, gdyż każdy takt, każde uderzenie w struny jest niczym kolec wbijający się głęboko w umysł odbiorcy. Co ciekawe, tak mizantropijny nastrój panowie budują głównie w oparciu o sekcję rytmiczna, głos i pojawiające się w niektórych fragmentach trąbki, mogące przywoływać w pamięci debiut Beyond Dawn. Niewielu zespołom udało się zarejestrować tak potężnie brzmiący materiał bez użycia gitar. Pulsujące nisko dwa basy sprawiają, że spoglądając „Monad” głęboko w oczy możemy doświadczyć autentycznego przygnębienia i odczuć nieistotność bytu. Dodatkowym, potęgującym negatywna ekspresję tych dźwięków narzędziem są niebywale emocjonalne wokale, chwilami śpiewane, gdzie indziej mogące kojarzyć się z rozpaczliwymi wrzaskami serwowanymi lata temu przez hrabiego Grishnackha. Nie znajdziecie tu żadnych, nawet śladowych elementów czegokolwiek pozytywnego. Farer oferuje jedynie totalny dół i beznadzieję. „Monad” to jeden z tych albumów, które odbiera się nie narządem słuchu ale wnętrzem. W tą muzykę należy wejść całym sobą, zanurzyć się w niej, dać się omamić i zatruć. Zdaję sobie sprawę, iż nie każdy będzie w stanie to zrobić. Farer nadają na bardzo specyficznych falach i jedynie ci, którzy potrafią takie tonacje odbierać zostaną pogrążeni w rozpaczy i zapragną nieistnienia. Mimo iż nie jest to do końca moja muzyka, tym razem czuję się całkowicie zniewolony. Jedyne co mi się nie podoba, to fizyczna wersja tego albumu. Digipack bez traya to mimo wszystko trochę bieda. Nie mniej jednak zachęcam potencjalnych samobójców do zapoznania się z „Monad”, tylko pamiętajcie, by w zestawie z płytą zakupić paczkę żyletek. Ta muzyka popierdoli wam w głowie. Do zobaczenia po drugiej stronie. Genialny materiał!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz