ARS MAGNA UMBRAE
„Lunar Ascension”
I, Voidhanger Records 2019
Kurwa,
stwierdzam, że człowiek to istota ułomna i ma kurwa braki jak chuj. Choćby w
sferze muzycznej, mimo to, że stara się, jak może być w miarę na bieżąco, to i
tak idzie mu, jak kurwie w deszcz. Dlaczego tak twierdzę??? Ano dlatego, że
zanim dotarło do mnie promo pierwszego albumu Ars Magna Umbrae, nie wiedziałem
nawet, że takie cuś istnieje. Moje przewina jest tym większa, że ten zespół
pochodzi z mej rodzimej ziemi, a zatem powinienem kojarzyć choćby nazwę owego
projektu, tym bardziej że to w chuj dobra muzyka jest! No ale nic, przy okazji
odbędę należytą pokutę, a tymczasem postaram się Wam przybliżyć nieco tę
produkcję. Pierwsze, co rzuca się na uszy, to to, że jedyny muzyk Ars Magna
Umbrae (bowiem to projekt jednoosobowy) jest pewny tego, co robi, zna swoją
wartość i pewnie stąpa po gruncie nowoczesnego, przepełnionego dysonansowymi
melodiami, atmosferycznego, atonalnego Black Metalu. Naprawdę sporo się tu
dzieje. Słychać inspiracje tym, co robi Mgła,
jednak z bardziej oscylującymi riffami, które rozwijają się w ambientowe
pasaże bliżej temu projektowi to twórczości Holendrów z Dodecahedron. Nie
znaczy to, że jest to bezmyślna kopia tych zespołów. Ars Magna Umbrae ma
tendencję do czerpania z interakcji między ciemnymi, ambientowmi pasażami, a
akustycznymi patentami i jadowitymi, metalowymi riffami. Ta właśnie, bardzo
dynamiczna eksploracja kontrastów jest moim zdaniem największą siłą twórczości
tego zespołu. Wszystko to sprawia, że w muzyce Polskiego projektu
słychać wpływy Nightbringer, Blut aus Nord, Mare Cognitum, Thantifaxath, czy
wspomnianych już wcześniej Mgła i Dodecahedron. Wcale się nie dziwię, że I,
Voidhanger Records wzięli naszego ziomala pod swą opiekę. „Lunar…” to bowiem
płyta fascynująca i hipnotyzująca. Wsysa słuchacza niczym kosmiczna próżnia,
ukazując mu zimne i zabójcze, ale na swój pokrętny sposób piękne, mroczne,
zamknięte w gwiezdnej pustce, groteskowo wykręcone przestrzenie i złowrogie,
transcendentalne labirynty nicości. Paradoksalnie nikt tu prochu na nowo nie
wymyśla, ale wszystkie klocki, z jakich zbudowano ten album, są ze sobą wręcz
genialnie poskładane, dzięki czemu płyty tej słucha się praktycznie jednym tchem.
No i to w zasadzie tyle, co mam do powiedzenia na temat tego materiału. Bardzo
dobra rzecz, już teraz czekam na kolejne wydawnictwo Ars Magna Umbrae.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz