niedziela, 5 maja 2019

Recenzja ARS MAGNA UMBRAE „Lunar Ascension”


ARS MAGNA UMBRAE

„Lunar Ascension”

I, Voidhanger Records 2019


Kurwa, stwierdzam, że człowiek to istota ułomna i ma kurwa braki jak chuj. Choćby w sferze muzycznej, mimo to, że stara się, jak może być w miarę na bieżąco, to i tak idzie mu, jak kurwie w deszcz. Dlaczego tak twierdzę??? Ano dlatego, że zanim dotarło do mnie promo pierwszego albumu Ars Magna Umbrae, nie wiedziałem nawet, że takie cuś istnieje. Moje przewina jest tym większa, że ten zespół pochodzi z mej rodzimej ziemi, a zatem powinienem kojarzyć choćby nazwę owego projektu, tym bardziej że to w chuj dobra muzyka jest! No ale nic, przy okazji odbędę należytą pokutę, a tymczasem postaram się Wam przybliżyć nieco tę produkcję. Pierwsze, co rzuca się na uszy, to to, że jedyny muzyk Ars Magna Umbrae (bowiem to projekt jednoosobowy) jest pewny tego, co robi, zna swoją wartość i pewnie stąpa po gruncie nowoczesnego, przepełnionego dysonansowymi melodiami, atmosferycznego, atonalnego Black Metalu. Naprawdę sporo się tu dzieje. Słychać inspiracje tym, co robi Mgła,  jednak z bardziej oscylującymi riffami, które rozwijają się w ambientowe pasaże bliżej temu projektowi to twórczości Holendrów z Dodecahedron. Nie znaczy to, że jest to bezmyślna kopia tych zespołów. Ars Magna Umbrae ma tendencję do czerpania z interakcji między ciemnymi, ambientowmi pasażami, a akustycznymi patentami i jadowitymi, metalowymi riffami. Ta właśnie, bardzo dynamiczna eksploracja kontrastów jest moim zdaniem największą siłą twórczości tego zespołu. Wszystko to sprawia, że w muzyce Polskiego projektu słychać wpływy Nightbringer, Blut aus Nord, Mare Cognitum, Thantifaxath, czy wspomnianych już wcześniej Mgła i Dodecahedron. Wcale się nie dziwię, że I, Voidhanger Records wzięli naszego ziomala pod swą opiekę. „Lunar…” to bowiem płyta fascynująca i hipnotyzująca. Wsysa słuchacza niczym kosmiczna próżnia, ukazując mu zimne i zabójcze, ale na swój pokrętny sposób piękne, mroczne, zamknięte w gwiezdnej pustce, groteskowo wykręcone przestrzenie i złowrogie, transcendentalne labirynty nicości. Paradoksalnie nikt tu prochu na nowo nie wymyśla, ale wszystkie klocki, z jakich zbudowano ten album, są ze sobą wręcz genialnie poskładane, dzięki czemu płyty tej słucha się praktycznie jednym tchem. No i to w zasadzie tyle, co mam do powiedzenia na temat tego materiału. Bardzo dobra rzecz, już teraz czekam na kolejne wydawnictwo Ars Magna Umbrae.
Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz