Insineratehymn
Memento Mori (2025)
Kalifornijski kwintet Insineratehymn choć działa na deathmetalowym poletku od ponad dekady raczej nie zaskarbił sobie szerszej uwagi gatunkowego podziemia swoimi dwoma poprzednimi albumami. Choć w żaden sposób nie były one złe, to chyba miały za mało asów w rękawie, aby muzycy mieli siłę przebicia na tej dość prężnej ostatnimi lat niszy. Sytuacja może się zmienić niedługo za sprawą najnowszej propozycji Amerykanów, gdyż „Irreverence Of The Divine” to kawał bardzo dobrego, klasycznego metalu śmierci, który prezentuje się kilka poziomów lepiej niż poprzednie ich dokonania. Choć nazwa grupy wskazywałaby, że główną inspiracją powinna tutaj być załoga Bentona i spółki, to wspływów w muzyce Amerykanów należałoby szukać raczej gdzie indziej. Mięsisty, utrzymany w średnio-szybkim tempie death metal w wydaniu tej załogi wyraźnie zakorzeniony jest w dorobku Morbid Angel i tylko bardziej rozbujanym wcieleniu klasycznego Cannibal Corpse. Jestem poniekąd zaskoczony poziomem tego wydawnictwa, gdyż nie podziewałem się, że będzie prezentował, równy, bardzo wysoki poziom i skupiał uwagę słuchacza na całej długości jego trwania. Szybka perkusyjna łupanina, barnesowe wokalizy z okresu „The Bleeding”, błyskotliwe solówki, tłuściutkie, motoryczne riffy, zmiany tempa, prawilne, głębokie brzmienie – tutaj jest wszystko za co kochamy amerykański death metal sprzed trzech dekad. Nie brakuje tu pomysłów, kawałki różnią się tempem, pomysły mijają się jak auta na ruchliwej autostradzie, ale wszystko chodzi jak w zegarku nie zapędzając się w niebezpieczne i niezbadane rewiry. Pola na eksperymenty tutaj nie ma, co w tym przypadku należy uznać za ogromny atut. Muzycy Insineratehymn doskonale odrobili lekcje i mocno przysiedli do pisania materiału, który choć nieco odtwórczy to jednak ma w obie potężną dawkę świeżości, błysku i pomysłów. Kulminacja inwencji twórczej w ósmym z kolei „Visage Of The Infinite” potwierdza, że Ci goście potrafią wyłamać się z klasycznym ram i trochę pokręcić metrum i pokombinować i nie ukrywam, że bardzo chciałbym usłyszeć ich eksplorujących dalej te rewiry. Wieńczący płytę instrumentalny „Empyrean Desolation” miejscami cytuje innego, akustycznego, deathmetalowego klasyczka czyli „Desolate Ways” Morbidów, co tylko potwierdza, że jeśli brać przykład to tylko z najlepszych. Oczywiście „Irreverence of The Divine” niczego nie zmienia i pewnie nie wywinduje Insineratehymn do panteonu gwiazd współczesnego metalu śmierci, ale jeśli ktoś szuka gatunkowego grania sprzed trzech dekad to niniejsze wydawnictwo ma moją pełną rekomendację. Tu nie a czego się doczepić. Mało kto teraz tak gra i reprezentuje taki poziom. Ja wiem, że to wszystko już było i po co Insineratehymn skoro są Morbidzi i kanibale, ale… ja jestem mamoniowaty nostalgiczny i sentymentalny i lubię dźwięki, które już znam. A jeśli zarejestrowano je i zagrano w taki sposób, że brzmią jak muzyka a nie generyczny produkt to idę w to jak dzik w szyszki. Może to będzie przygoda na kilka odsłuchów, może na dłużej, ale będzie to na pewno bardzo fajna przygoda. Enjoy!
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz