wtorek, 8 kwietnia 2025

Recenzja Zmarłym „Wielkie Zanikanie”

 Zmarłym

„Wielkie Zanikanie”

Godz ov War 2025

Ze Zmarłym mam tak, że poprzednie wydawnictwa pokręciły się u mnie w odtwarzaczu chwilę czy dwie, były całkiem niezłe, ale nigdy ani razu do nich nie wróciłem. I to nie dlatego, że miesięcznie dostaję do odsłuchu kilkadziesiąt nowości, z których nawet ćwiartki w całości nie przerabiam. Po prostu nie miałem ochoty. Przy okazji nowego albumu obiecałem sobie, że nie napiszę o nim ani słowa zanim nie przemielę go wzdłuż i wszerz. No i chyba już to nastąpiło, a ja… nadal mam o Zmarłym takie samo zdanie jak dotychczas. Zespołów kombinujących z black metalem mamy na krajowym podwórku prawdziwe zatrzęsienie. Jedni idą w czysty „post”, inni mieszają z wpływami francuskimi, głównie dysonansowymi, tudzież starają się naśladować (może bardziej elegancko zabrzmiało by „czerpać”) Mgłę zabarwioną Furią. Zmarłym też dbają o to, by ich black metal nie był tym, czym gatunek ów był w latach dziewięćdziesiątych. Kwestia, czy ktoś lubi dokonania spod znaku Gruzja, Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi czy nawet Sznur. Nie, nie mam na myśli, że te zespoły inspirują dźwięki płynące z „Wielkie Zanikanie”, jednak sposób swoistego „wyjebania” na black metal jest tu podobny. Dobrze to i źle. Chłopaki w sumie nie śpiewają o Szatanie, nie malują twarzy i nie biegają z mieczami po lasach (choć w ich przypadku chyba bardziej po blokowiskach, bo Zmarłym to zdecydowanie bardziej miejski metal niż leśny). Może nawet nie uważają swojej twórczości za black metal. Jednak ten black metal w ich kompozycjach się pojawia, w takiej czy innej formie. Z drugiej strony, daleki też jestem, by nazwać tę muzykę awangardową. Bo za mało w niej awangardy. Jest na tej płycie na pewno wiele elementów, które zaskakują, wiele inspiracji płynących nie tylko z metalu stricte. I nie mówię tutaj jedynie choćby o pojawiającym się gdzieś tam saksofonie, robiącym tło jak w starych polskich filmach, bo to wyłącznie pierwszy z brzegu przykład. Ten krążek to prawdziwy przeplataniec, i gdyby rozłożyć go na czynniki pierwsze, to naprawdę można zastanawiać się, jak Zmarłym to wszystko poskładali do kupy. A że nie wszystkie puzzle wydają mi się tutaj z tego samego zestawu, to i chwilami, poza szerokim i szczerym uśmiechem zadowolenia, pojawia się na mojej twarzy także lekki, kwaśny grymas. Dokładnie takie same wrażenia mam przy wokalach. Chwilami są naprawdę ostre i jadowite, a chwilę później męczą bułę, tak jakby muzycy chcieli by były na siłę inne. Przykład? Numer tytułowy. Pytam, dlaczego owo „Zanikanie świata” jest bardziej nucone pod nosem niż zaśpiewane pełną gębą? Dla kontrastu rozpierdala mnie zastosowana w tym utworze elektronika, bardzo odważna i wyrazista. No cóż, chyba już zawsze w stosunku do Zmarłym będę stał w rozkroku. Nie wiem, czy jest sens powtarzać, że zespół ma potencjał, bo ileż można. Nadal jednak nie doczekałem się od nich albumu, który by mnie poskładał. Bo fakt, że chodzę i nucę fragmenty „Wielkiego Zanikania” jest chyba efektem podobnym do podśpiewywania „Abrakadabra” Lady Gagi, którą to słyszę w radio podczas jazdy autem co kilka chwil. Jeśli dotychczas zdążyliście się ze Zmarłym zaprzyjaźnić, to nowy materiał też wam wejdzie leciutko, bo na pewno nie jest słabszy niż poprzednie. Ja sobie posłuchałem, bawiłem się całkiem nieźle, ale pewnie znów nie wrócę.

- jesusatan





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz