środa, 9 kwietnia 2025

Recenzja Leper Colony “Those of the Morbid”

 

Leper Colony

“Those of the Morbid”

Testimony Rec. 2025

Dawno już przestałem liczyć, ileż to projektów, czy tam zespołów (zwał jak zwał), zapoczątkował człowiek o nazwisku Johansson. Dawno też straciłem rachubę, z kim już, a z kim jeszcze nie, zarejestrował wspólnie album lub dwa. Tym bardziej, że te jego coraz to nowsze wynalazki i tak szybko umierają śmiercią naturalną. Nie ma się w sumie temu co dziwić, skoro chłop wałkuje w kółko te same riffy, raz wprzód, raz w tył, pod skosem czy na krzyż. Zabierając się za drugi album Leper Colony nawet nie wiedziałem, czyjego jest autorstwa, ale po dwóch numerach podejrzliwie zerknąłem do informacji prasowej. No tak, znowu Rogga… Tym razem w duecie z Markiem Grewe, bo pozostali członkowie to raczej na zasadzie przystawki. „Those of the Morbid” to nic innego jak typowy Rogga. Szwedzki death metal, choć tym razem nieco bardziej chwytliwy, chwilami wpadający lekko w Edge of Sanity, zwłaszcza w tych bardziej melodyjnych partiach. Nadal jest to jednak siódma woda po kisielu, płyta która gdzieś tam sobie gra w tle, jednym uchem wpada, drugim wylatuje. Zatrzymuje się pomiędzy w nielicznych momentach jedynie na chwilę, a to tylko i wyłącznie dlatego, że Marc chyba celowo stara się zaśpiewać po Morgothowemu (patrz: „Flest to Rot to Ashes”). A jak już o tym utworze wspomniałem, to kończący go akord jest według mnie szczytem tandety, jednym z wielu przykładów udowadniających, że Rogga to taki typ, co sobie wymyśli dwa riffy i buduje na nich od razu całą piosenkę, zapychając dziury czym się da. Bardzo lubię w szwedzkim death metalu d-beaty. Przypominają mi punkowe pochodzenie metalu jako gatunku w sensie ogólnym. Jednak na płytach wymienionego już z imienia i nazwiska pana, są one kolejna zapchajdziurą, elementem tak oczywistym, że nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Gdyby zorganizować zawody na najbardziej przeciętną muzykę, to Szwed mógłby w tej konkurencji dojść naprawdę wysoko. I to jeden chuj, z kim się dogada, kto mu zaśpiewa czy poplumka na basie, albo obsłuży beczki. Z jednej strony kolesia podziwiam, że mu się nadal chce. Z drugiej, nie mam z nim związanych kompletnie żadnych nadziei, a nowy album Leper Colony jeszcze mocniej mnie w moim przekonaniu uświadamia. Chcecie sobie posłuchać death metalu który jest równiusi jak linia na wyświetlaczu kardiomonitora w chwili zaniknięcia funkcji życiowych? Nie schodzi poniżej średniego poziomu, a jednocześnie ani na milimetr nie podskoczy? To posłuchajcie sobie Leper Colony. Albo którejkolwiek z pozostałych kapel Johanssona. Dla mnie strata czasu.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz