Leper Colony
“Those of the Morbid”
Testimony Rec. 2025
Dawno już przestałem liczyć, ileż to projektów, czy
tam zespołów (zwał jak zwał), zapoczątkował człowiek o nazwisku Johansson.
Dawno też straciłem rachubę, z kim już, a z kim jeszcze nie, zarejestrował
wspólnie album lub dwa. Tym bardziej, że te jego coraz to nowsze wynalazki i
tak szybko umierają śmiercią naturalną. Nie ma się w sumie temu co dziwić,
skoro chłop wałkuje w kółko te same riffy, raz wprzód, raz w tył, pod skosem
czy na krzyż. Zabierając się za drugi album Leper Colony nawet nie wiedziałem,
czyjego jest autorstwa, ale po dwóch numerach podejrzliwie zerknąłem do
informacji prasowej. No tak, znowu Rogga… Tym razem w duecie z Markiem Grewe,
bo pozostali członkowie to raczej na zasadzie przystawki. „Those of the Morbid”
to nic innego jak typowy Rogga. Szwedzki death metal, choć tym razem nieco
bardziej chwytliwy, chwilami wpadający lekko w Edge of Sanity, zwłaszcza w tych
bardziej melodyjnych partiach. Nadal jest to jednak siódma woda po kisielu,
płyta która gdzieś tam sobie gra w tle, jednym uchem wpada, drugim wylatuje.
Zatrzymuje się pomiędzy w nielicznych momentach jedynie na chwilę, a to tylko i
wyłącznie dlatego, że Marc chyba celowo stara się zaśpiewać po Morgothowemu
(patrz: „Flest to Rot to Ashes”). A jak już o tym utworze wspomniałem, to
kończący go akord jest według mnie szczytem tandety, jednym z wielu przykładów
udowadniających, że Rogga to taki typ, co sobie wymyśli dwa riffy i buduje na
nich od razu całą piosenkę, zapychając dziury czym się da. Bardzo lubię w
szwedzkim death metalu d-beaty. Przypominają mi punkowe pochodzenie metalu jako
gatunku w sensie ogólnym. Jednak na płytach wymienionego już z imienia i
nazwiska pana, są one kolejna zapchajdziurą, elementem tak oczywistym, że nie
wiem, czy śmiać się czy płakać. Gdyby zorganizować zawody na najbardziej
przeciętną muzykę, to Szwed mógłby w tej konkurencji dojść naprawdę wysoko. I
to jeden chuj, z kim się dogada, kto mu zaśpiewa czy poplumka na basie, albo
obsłuży beczki. Z jednej strony kolesia podziwiam, że mu się nadal chce. Z
drugiej, nie mam z nim związanych kompletnie żadnych nadziei, a nowy album
Leper Colony jeszcze mocniej mnie w moim przekonaniu uświadamia. Chcecie sobie
posłuchać death metalu który jest równiusi jak linia na wyświetlaczu
kardiomonitora w chwili zaniknięcia funkcji życiowych? Nie schodzi poniżej
średniego poziomu, a jednocześnie ani na milimetr nie podskoczy? To
posłuchajcie sobie Leper Colony. Albo którejkolwiek z pozostałych kapel
Johanssona. Dla mnie strata czasu.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz