czwartek, 24 kwietnia 2025

Recenzja Sudden Death „In Sinner Hate”

 

Sudden Death

„In Sinner Hate”

Time To kill 2025

Kiedyś zastanawiałem się, gdzie leżą granice ekstremy. Czy to w black czy death metalu, a może w grindzie albo noisie. Słuchając nowej płyty Sudden Death znalazłem, choć nie pierwszy raz w życiu, kolejny wyznacznik. Nijakości. Chłopaki pochodzą z Włoch, a „In Sinner Hate” jest już ich czwartym albumem, zatem można by zakładać, iż doświadczenie jakieś mają. No może i mają, ale jednak słabe. Albo nie wyciągają wniosków, albo po prostu nie umiom. No bo nie każdy przecież musi. Nowy materiał rzeczonego zespołu to mieszanka Wormed z Dying Fetus. Przynajmniej jeśli chcemy sprawy uprościć. Bo sporo na tych nagraniach technicznego kombinowania, lecz tyleż samo chwytliwej prostoty w stylu ekipy Gallghera i spółki, oraz charakterystycznego dla tego zespołu ciężaru. Inspiracje niby ciekawe, jednak sposób przekuwania ich na własną modłę już nie do końca. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Nuży mnie to. Męczy i powoduje ból chuja. Włosi traktują mocnym riffem, choć absolutnie nie zapadającym w pamięć, po czym śmigają z bardziej klasyczną solówką, pasującą tutaj niczym pięść do nosa. Następnie zrywają się do galopu, wciskając pedał hamulca w najmniej oczekiwanym momencie, by wejść z akordem, który to niby chwytliwy, ale przy którym na koncercie dupy spod baru by mi się oderwać nie chciało. Chwilami mam wrażenie, że chłopaki męczą się grając te swoje piosenki, albo że ktoś im kazał. No ciężko znaleźć tu jakiś moment, kiedy przysłowiowa brew się podniesie, chyba że wstęp do „Acidic Ways of Parity”, w odniesieniu do ogółu całkiem znośnym. Sudden Death jest zespołem, który w zasadzie poza własne podwórko wychylać się nie powinien. To znaczy, może, bo nikt im nie zabrania, ale raczej sukcesu nie osiągnie, bo ich muzyka jest do bólu przeciętna. Gdyby zespoły deathmetalowe na początku lat dziewięćdziesiątych prezentowały tego typu poziom, to nigdy bym się tym gatunkiem nie zainteresował. Brzmi to poprawnie, wokal rzyga klasycznie, są jakieś tam riffy… Ale co z tego? Męczy ten krążek, i to dość mocno, przede wszystkim brakiem wyrazistrści. Jeśli ktoś to łyknie, to tylko i wyłącznie bezkrytyczny fan metalu w koszulce Behemoth albo Belphegor. Ja takich nie mam, więc sobie odpuszczę.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz