środa, 30 kwietnia 2025

Recenzja Mütterlein “Amidst the Flames, May Our Organs Resound”

 

Mütterlein

“Amidst the Flames, May Our Organs Resound”

Debemur Morti 2025

No to mamy trzeci album francuskiego Mütterlein, czyli solowego projektu jednej z nielicznych babek, które, tworząc solowo, potrafią mnie swoją muzyką zauroczyć. I to nie „nielicznych” dlatego, że jestem seksistą, bo tak naprawdę, to na takiego się czasem tylko zgrywam. Taki stan rzeczy spowodowany jest tym, że faktycznie Marion ma coś własnego do powiedzenia, i, przede wszystkim, potrafi się muzycznie wysłowić. „Admist the Flames, May Our Organs Respond” to kolejny jej album, który wymyka się jednoznacznej kategoryzacji. Jednocześnie album, którego dysekcja mija się z jakimkolwiek celem. Z bardzo prostego powodu – on jest nierozerwalnym monolitem, mimo iż stworzonym ze składników niejednokrotnie stojących od siebie w sporej odległości. Żeby było od początku jasne, muzyka tworzona przez Mütterlein należy zdecydowanie do tej, z gatunku niemetalowych. Zarazem jest tak niesamowicie wciągająca, intrygująca i niebanalna, że równać się może z wydawnictwami Aesthetic Death, którą to wytwórnię cenię sobie właśnie za wydawnictwa z etykietką non-metal. Te czterdzieści minut to pewnego rodzaju podróż, narkotyk, doświadczenie… Zwał jak zwał. Dla niektórych może to być nawet muzyka relaksacyjna. Krążek ten zawiera niesamowicie bogaty amalgamat gatunków, przez industrial, ambient, noise, doom metal, post punk, czy wszelkiego rodzaju inne granie z gatunku „post”. Istotą tworzonych przez Marion dźwięków jest ich niesamowity i niepowtarzalny klimat. To nie są, pod żadnym względem, „piosenki”. To uczucia przelane na pięciolinię. Głównie te negatywne. Będące pewnego rodzaju sonicznym ekshibicjonizmem (albo swoistym katharsis), choć zrozumiałym tylko dla tych, którzy ową nagość ujrzeć potrafią. Bo nie jest to jednocześnie muzyka łatwa. Ona wymaga nastrojenia się na te same częstotliwości, na których nadaje źródło. Odbiór tych siedmiu kompozycji może być skrajnie indywidualny i zależy od stopnia wtopienia się w tworzony przez autorkę klimat, wizje, alternatywną rzeczywistość. Bo „Admist the Flames, May Our Organs Respond” jest tak naprawdę bytem równoległym, jednocześnie stanowiącym remedium dla wszystkiego, co „typowe”, nie tylko w muzyce. To pewnego rodzaju pigułka, czerwona lub niebieska, wszystko zależy od tego, którą preferujesz. Ja wybieram niebieską… bo nie chcę się budzić z tego snu.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz