Moonfall
„Odes
To The Ritual Hills”
Iron Bonehead 2025
Fiński
Moonfall istnieje już ładnych parę lat, bo powstał w 2008 roku. Co prawda po
zarejestrowaniu demosa w 2010, ta kapela rozpadła się, ale pięć lat temu
została reaktywowana i wydaje debiutancką płytę. Trwa ona niecałe pół godziny,
a kompozycje, które ją otwierają i zamykają są utworami instrumentalnymi,
odegranymi na syntezatorach. Pozostałe dwa kawałki to już muzyka właściwa więc
z tym czy „Odes To The Ritual Hills” jest pełnoprawnym albumem można by było
trochę popolemizować. Jednak wydawnictwo to broni się bez trudu, bo to klasyczny
black-doom w ujęciu piwniczno-mistycznym. Pamiętacie Lullaby lub Xantotol? Otóż
Moonfall gra bardzo podobnie. Pomijając wspomniane, pierwszy i ostatni numer, z
których nastrojowości wieje starożytną energią, to „Countes Carody” i „Odes To
The Ritual Hills” zabierają nas w mroczne rejony, gdzie zalatuje magią i
stęchlizną. To powolne aranżacje, w których na pierwszy plan wysuwa się
pulsujący bas. Z pomocą perkusji kreśli on szamańskie rytmy, którym wtóruje
gruboziarnista gitara wraz z obskurnymi wokalizami sowicie potraktowanymi
pogłosem. Całość wspomagają podkłady klawiszowe, które zagęszczają atmosferę do
reszty i podbijają rytualny charakter tych dwóch kompozycji. Muzyka tego duetu
jest prosta i surowa. Riffy generują złowieszcze melodie, które wraz z
„mszalnym” parapetem stanowią podkład dźwiękowy pod bluźnierstwa jakie
wydobywają się w upiornej formie z gardła Goatprayer’a. Pierwsza oficjalna
produkcja Finów to black-doom metal, który zsyła mrok i przerażenie. Muzyka w
pełni oparta o okultystyczne wzorce z początku lat dziewięćdziesiątych. Nic
modnego i wysublimowanego. Tylko czysty kult Diabła! Wiecie, wilgotne
katakumby, kadzidła i czarne świece.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz