czwartek, 24 kwietnia 2025

Recenzja Phantom „Tyrants of Wrath”

 

Phantom

„Tyrants of Wrath”

High Roller Rec. 2025

W ostatnich latach zespołami z gatunku “retro” mocno nam obrodziło. Kolejnym z nich jest pochodzący z Meksyku Phantom, który to w dwa lata po debiutanckim „Handed to Execution” powraca z krążkiem numer dwa. W zasadzie to, co młodzi nam oferują to pozycja zero – jedynkowa. Materiał ten przeznaczony jest moim zdaniem jedynie dla maniaków stylu z lat osiemdziesiątych. Maniaków, którym nie przeszkadza rzucanie cytatami z klasyków na lewo i prawo, powtarzanie zasłyszanych dekady temu fraz czy melodii, które już się tysiąc razy słyszało. Bo Phantom to taki typowy odtwórca. W ich numerach bez wątpienia mieszka duch starych czasów, i chyba nawet nieźle się tam czuje, bowiem te jedenaście piosenek brzmi nad wyraz szczerze i naturalnie. I w zasadzie ten faktor jest jedynym, jaki należy w przypadku płyt podobnych do „Tyrants of Wrath” rozważać, bo rozbijanie składanych przez kolejne pokolenia puzzli na części pierwsze nie ma chyba najmniejszego sensu. Wiadomo, że możemy spodziewać się melodii w stylu Venom, Whiplash, Overkill, Destruction czy Exumer. Do tego garść klasycznych solówek, śpiewane wokale z obowiązkowymi wejściami na piskliwe rejestry (acz może zaskoczy was „Nimbus”, zaśpiewany czystym, podniosłym głosem), nieskomplikowane rytmy perkusyjne i fajne refreny. Meksykanie czerpią równo ze staroszkolnego thrash / speed metalu, protoplastów death a nawet black. I bardzo zgrabnie wszystko ze sobą mieszają, dzięki czemu nagrań tych słucha się z wielką przyjemnością, a także nutką sentymentu, niczym na wspomnienie sernika, który tylko babcia potrafiła ukręcić. Akurat ta podróbka jest jednak na tyle smakowita, że każdy fan starej szkoły obliże się ze smakiem. Czy krążek ten ma jakieś minusy? Moim zdaniem ma, jeden. Jest kapkę za długi, bowiem trwa niemal pięćdziesiąt minut. Gdyby wyjebać z 3 numery (na przykład nieco odstający od całości „Lost In the Sands”, choć i w nim jest pod koniec fajny riff, albo niepotrzebny klawiszowy „Nocturnal Opus 666”), to lekkie uczucie przejedzenia na pewno by się nie pojawiało. Mimo to, jest to całkiem niezły album, dla ściśle określonego odbiorcy, nagrany przez podobnych mu maniaków.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz