Helheim
„Blod
& Ild”
Nomad
Snakepit Productions 2025
Rzecz
jasna nie jest to najnowszy materiał tej grupy, bo to jej trzecia płyta, która
pierwotnie swoją premieręmiała w 2000 roku, a teraz po raz pierwszy dzięki
Nomad Snakepit Productions będzie ona dostępna na winylu. Osobiście nigdy nie
byłem zainteresowany nagraniami norweskiego Helheim, ponieważ jakoś specjalnie
nie wchodził mi viking-black metal i w związku z tym jestem zupełnie zielony
jeżeli chodzi o twórczość tego zespołu. Będę jednak to musiał nadrobić, choćby
z czystej ciekawości jak kształtuje się ich muzykowanie na innych
wydawnictwach, gdyż „Blod & Ild” to niesamowity album. Ówczesne ujęcie tego
gatunku w wykonaniu Helheim nie jest takie oczywiste jak w przypadku innych
grup, które po prostu do klasycznego black metalu dokładają elementy folkowe,
odpowiednią melodykę oraz tematyczne teksty. Ci czterej panowie z Bergen w
swoich kompozycjach umiejętnie łączą jadowite riffy z progresywnymi akordami
jak i heavy metalowym kostkowaniem. Podobnie jak zróżnicowane jest traktowanie
strun, a także instrumentów odpowiedzialnych za niskie tony, tak samo w złożony
sposób skonstruowane są aranżacje, o których w żadnym wypadku nie można
powiedzieć, że są liniowe. Poszczególne części składowe każdego z utworów
nieustannie przechodzą z jednych w drugie, owocując połamanym rytmem i tempem,
a także charakterem dźwiękowego podkładu pod słowa, które ściśle związane są z
historią Skandynawii i Asatru. Co najważniejsze i przy pierwszym spotkaniu z
„Blod & Ild” trochę dziwne jest to, że przystająco do zmiennej budowy
kompozycji, wszystkie utwory są od siebie różne. Tym samym odbiór tych
czterdziestu minut bleka nie jest nudny i zadziwia tym, że pomimo dużej
różnorodności jest niesamowicie spójny. Paradoks? Nie, raczej muzyczna
dojrzałość twórców, którzy upchnęli na tej produkcji naprawdę mnóstwo patentów,
inteligentnie je połączyli, generując świetny black metal. Bez trudu przetrwał
on próbę czasu, bo ćwierć wieku to szmat czasu i niejeden album z tamtego
okresu nie jest już dzisiaj słuchalny. Nie „Blod & Ild”, gdyż brzmi on
bardzo świeżo i dzisiaj można by było go z powodzeniem nazwać czymś
awangardowym w obrębie tego typu grania. Całość jest doprawiona klawiszami,
które we właściwych momentach podbijają wikińskość tego materiału i nadają mu w
tych chwilach należytej epickości. Płyta, która przez cały jej odsłuch
zaskakuje, częstując sataniczną agresją, technicznymi zagrywkami i niebanalnymi
rozwiązaniami. W wyniku tej fuzji powstał fascynujący viking-black metal, o
nietuzinkowym obliczu. Zajadłość i norweska duma w eleganckim wydaniu. Kupujcie
ten wosk. Warto.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz