niedziela, 20 kwietnia 2025

Recenzja Helheim „Blod & Ild”

 Helheim

„Blod & Ild”

Nomad Snakepit Productions 2025

Rzecz jasna nie jest to najnowszy materiał tej grupy, bo to jej trzecia płyta, która pierwotnie swoją premieręmiała w 2000 roku, a teraz po raz pierwszy dzięki Nomad Snakepit Productions będzie ona dostępna na winylu. Osobiście nigdy nie byłem zainteresowany nagraniami norweskiego Helheim, ponieważ jakoś specjalnie nie wchodził mi viking-black metal i w związku z tym jestem zupełnie zielony jeżeli chodzi o twórczość tego zespołu. Będę jednak to musiał nadrobić, choćby z czystej ciekawości jak kształtuje się ich muzykowanie na innych wydawnictwach, gdyż „Blod & Ild” to niesamowity album. Ówczesne ujęcie tego gatunku w wykonaniu Helheim nie jest takie oczywiste jak w przypadku innych grup, które po prostu do klasycznego black metalu dokładają elementy folkowe, odpowiednią melodykę oraz tematyczne teksty. Ci czterej panowie z Bergen w swoich kompozycjach umiejętnie łączą jadowite riffy z progresywnymi akordami jak i heavy metalowym kostkowaniem. Podobnie jak zróżnicowane jest traktowanie strun, a także instrumentów odpowiedzialnych za niskie tony, tak samo w złożony sposób skonstruowane są aranżacje, o których w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że są liniowe. Poszczególne części składowe każdego z utworów nieustannie przechodzą z jednych w drugie, owocując połamanym rytmem i tempem, a także charakterem dźwiękowego podkładu pod słowa, które ściśle związane są z historią Skandynawii i Asatru. Co najważniejsze i przy pierwszym spotkaniu z „Blod & Ild” trochę dziwne jest to, że przystająco do zmiennej budowy kompozycji, wszystkie utwory są od siebie różne. Tym samym odbiór tych czterdziestu minut bleka nie jest nudny i zadziwia tym, że pomimo dużej różnorodności jest niesamowicie spójny. Paradoks? Nie, raczej muzyczna dojrzałość twórców, którzy upchnęli na tej produkcji naprawdę mnóstwo patentów, inteligentnie je połączyli, generując świetny black metal. Bez trudu przetrwał on próbę czasu, bo ćwierć wieku to szmat czasu i niejeden album z tamtego okresu nie jest już dzisiaj słuchalny. Nie „Blod & Ild”, gdyż brzmi on bardzo świeżo i dzisiaj można by było go z powodzeniem nazwać czymś awangardowym w obrębie tego typu grania. Całość jest doprawiona klawiszami, które we właściwych momentach podbijają wikińskość tego materiału i nadają mu w tych chwilach należytej epickości. Płyta, która przez cały jej odsłuch zaskakuje, częstując sataniczną agresją, technicznymi zagrywkami i niebanalnymi rozwiązaniami. W wyniku tej fuzji powstał fascynujący viking-black metal, o nietuzinkowym obliczu. Zajadłość i norweska duma w eleganckim wydaniu. Kupujcie ten wosk. Warto.

shub niggurath





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz