Wulkanaz
„Luftuz”
Helter
Skelter Prod. 2025
Dziś mam coś dla miłośników najsurowszej odmiany
black metalu. Wulkanaz to jednoosobowy projekt kolesia ze Szwecji, o nicku
tożsamym nazwie tegoż. Chłop chyba nie może spać po nocach, bo poza Wulkanaz ma
jeszcze od cholery innych zespołów, nie tylko z metalowej szufladki. A w
większości z nich odpowiada za… wszystko. No cóż, kilku geniuszy w podobnym
temacie świat nam na przestrzeni lat ukazał, jednak stanowili oni niewielki
promil w skali wszystkich „wszechuzdolnionych” muzyków. Pan Wulkanaz do panteonu gwiazd chyba się nie
dostanie. Dlaczego? Ponieważ nowy krążek Wulkanaz, o ile na początku na chwile
przykuwa ucho i zaciekawia, choćby ze względu na niezwykle zamulone, stonerowo
przefuzowane brzmienie, dość szybko zaczyna nudzić. Muzyka na tym krążku nie
jest co prawda schematyczna czy powtarzalna, bo całkiem sporo tutaj urozmaiceń
w postaci klawiszowych, schizoidalnych wstawek, albo przesterowanych chyba na
wszelkie sposoby wokali, nie tylko śpiewających po blackmetalowemu, i to w
języku proto-germańskim (kurwa, ciekawe skąd koleś się tego języka nauczył),
ale i wydających bliżej nieokreślone dźwięki, jednak sama pomysłowość to taki
typowy umysłowy lo-fi. Byle coś dudniło w tle, na to zapętli się riff,
pomamrocze, podbije d-beatem żeby było bardziej punkowo i… już. Wspomniane na
początku brzmienie z czasem zaczyna irytować, bo w sumie nawet jeśli pojawiają
się jakieś konkretniejsze akordy, to toną w tym buczeniu i połowy trzeba się
domyślać. Czasem w tle pogrywają sobie klawisze, albo raczej robią za „mroczne
tło”, które ni chuja mrocznym być nie chce. Za to wspomniane wcześniej efekty
często sprawiają wrażenie wrzuconych tutaj kompletnie randomowo, bez ładu i
składu, niczym muzyczna improwizacja napierdolonych kolesi pod monopolem.
Jedynymi chwilami w których muzyka ta może budzić jakieś nadzieje są fragmenty
szybsze, gdzie nie tylko śmierdzi, ale wręcz wali starą piwnicą, lecz i one
zdają mi się finalnie zbyt… wesołe, albo po jakimś rozweselaczu nagrane.
Zmęczył mnie ten krążek jeszcze zanim dobrnąłem do końca. Kocham prostotę, ale
są jakieś granice mojej tolerancji. Wulkanaz je przekracza, czyniąc swoją
twórczość w moich uszach niestrawną. Pewnie znajdzie się kilku prawdziwków,
którzy uznają to za podziemne arcydzieło naszych czasów, ale ja w ich oczach
mogę być nawet pozerem. Bo dla mnie kloc to kloc, i nic nie poradzę, że mi
śmierdzi. Do kibla z tym!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz