Hexekration Rites
“Misanthropic Path of Carnal
Deliverance”
Godz ov War 2025
Hexekration Rites to nowy narybek naszego krajowego
labelu. Panowie pochodzą z Francji, i przez kilka lat działalności dochrapali
się demówki oraz dwóch EP-ek. „Misanthropic Path of Carnal Deliverance” jest
ich pełnowymiarowym debiutem, zawierającym niemal trzy kwadranse muzyki w
dziewięciu odsłonach. Jest to klasyczny amalgamat death i black metalu, gdzie
oba te gatunki odgrywają w zasadzie równorzędną rolę. Założę się, że kiedy po
raz pierwszy włączycie tę płytę, momentalnie najdą was skojarzenia z Archgoat.
I bardzo słusznie, bo muzyka obu zespołów na pewno posiada elementy wspólne. A
należą do nich duszne, nieco przytłumione brzmienie i charakterystyczna
rytmika. Tutaj jednak podobieństwa się kończą, bo Francuzi bardzo umiejętnie
styl Finów rozwijają. O wiele więcej na tej płycie melodii. Trochę w stylu
krainy tysiąca jezior, trochę w stylu brytyjskim, a na pewno na wskroś
klasycznej. Aczkolwiek nie da się zaprzeczyć, że materiał ten zawiera także
kapkę zagrywek zespołowi rodzimych, co bardzo sprytnie całość wzbogaca.
Ciekawym faktem jest, iż album ten skonstruowany został w sposób dość
schematyczny. Struktura poszczególnych kompozycji nie różni się od siebie jakoś
drastycznie, a na pewno elementem często powtarzanym są pędzące na oślep
centrale, nawet w wolniejszych partiach, oraz zamykanie niemal każdego
gitarowego wersetu swojego rodzaju chwytliwym, melodyjnym wykończeniem. Właśnie
ten element z marszu czyni Hexekration Rites tworem rozpoznawalnym i na swój
sposób oryginalnym. Wspomniana przed chwila schematyczność nie jest z kolei z
mojej strony żadnym zarzutem. Wręcz przeciwnie. Dzięki owej konsekwencji album
ten uparcie sunie przed siebie, niczym buldożer, którego zdaje się nie być w
stanie powstrzymać nic. Osobiście mam przy tych nagraniach wrażenie, jakbym
przebywał w maszynowni na jakimś gigantycznym statku. Tylko że w rzeczonym
pomieszczeniu na pewno nie da się usłyszeć takich solówek, jakimi częstują
Hexekration Rites, a które to są kolejnym fragmentem ich autorskiej układanki.
Schematom nie wymykają się także linie wokalne. Nie ma w nich żadnych
eksperymentów i chwilami można je uznać wręcz za monotonne. Oczywiście jeśli za
takowe uznacie wokale na płytach, dla przykładu, Vomitory. Idealnie wpasowują
się one do konceptu całości, i chyba właśnie o to chodziło. Zresztą krążek ten,
jako całość, stanowi solidny monolit, spójną nierozerwalną bryłę. I raz jeszcze
podkreślić muszę jego ukrytą chwytliwość, dzięki której po kilka okrążeniach
nie sposób się od „Misanthropic Path of Carnal Deliverance” uwolnić. Czyli niby
rzecz prosta, grubo ciosana, a jednak ze sporą ilością smaczków i elementów
nieoczywistych. Na pewno jest to album godny polecenia. Gwarantuję, że niejednemu
zrobi we łbie prawdziwe spustoszenie. Ja jestem kupiony.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz