środa, 2 kwietnia 2025

Recenzja Nordheim „Nordheim”

 

Nordheim

„Nordheim”

ATMF 2025

W tym przypadku chodzi o włoski Nordheim, którego zapomniane nagrania ma chęć przypomnieć ATMF. Jest to wydawnictwo, zawierające trzy utwory, gdzie dwa pierwsze pierwotnie tworzyły demo z 2007 roku, zaś trzecim jest numer, który znalazł się na splicie Nordheim z inną włoską kapelą, Strof. Muzyka umieszczona na tym krążku to klasyczny, jednostajny i hipnotyzujący black metal. Co tu dużo pisać. Zimne gitary, wycofana sekcja, śladowe klawisze i złowrogie wokalizy to brzmieniowy obraz tej płyty, która skutecznie pokrywa wszystko szronem. Regularne riffy i tremolo płyną w przestrzeń, snując delikatne i zarazem ponure melodie, miejscowo podkreślają je syntezatorowe pasaże, co nadają całości atmosferycznego sznytu. Wszystkie utwory są czymś w rodzaju black metalowego ambientu, bo nie angażując zbytnio słuchacza, wprowadza go w medytacyjny bezruch i nie dostarcza żadnych uczuć. To muzyczne i mroczne katharsis trwa niecałe pół godziny i przenosi w czasy odległe, kiedy ten gatunek nie miał nic wspólnego z mainstreamową rozrywką. Lodowaty, odhumanizowany black metal, który swym usposobieniem sprzyja introspektywnym wycieczkom. Co ja będę się produkował. Spójrzcie na okładkę, ponieważ doskonale oddaje ona klimat i charakter tutejszych kompozycji. Tak jak na obrazku, tak i ze spokojnych akordów sączy się mgła, wieje wilgotny i przeszywający wiatr, który odbijając się od gór generuje posępny i przytłaczający huk. Smutny i skrajnie chłodny album o surowym obliczu jak przyroda północy.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz