Nordheim
„Nordheim”
ATMF 2025
W
tym przypadku chodzi o włoski Nordheim, którego zapomniane nagrania ma chęć
przypomnieć ATMF. Jest to wydawnictwo, zawierające trzy utwory, gdzie dwa
pierwsze pierwotnie tworzyły demo z 2007 roku, zaś trzecim jest numer, który
znalazł się na splicie Nordheim z inną włoską kapelą, Strof. Muzyka umieszczona
na tym krążku to klasyczny, jednostajny i hipnotyzujący black metal. Co tu dużo
pisać. Zimne gitary, wycofana sekcja, śladowe klawisze i złowrogie wokalizy to
brzmieniowy obraz tej płyty, która skutecznie pokrywa wszystko szronem.
Regularne riffy i tremolo płyną w przestrzeń, snując delikatne i zarazem ponure
melodie, miejscowo podkreślają je syntezatorowe pasaże, co nadają całości
atmosferycznego sznytu. Wszystkie utwory są czymś w rodzaju black metalowego
ambientu, bo nie angażując zbytnio słuchacza, wprowadza go w medytacyjny
bezruch i nie dostarcza żadnych uczuć. To muzyczne i mroczne katharsis trwa
niecałe pół godziny i przenosi w czasy odległe, kiedy ten gatunek nie miał nic
wspólnego z mainstreamową rozrywką. Lodowaty, odhumanizowany black metal, który
swym usposobieniem sprzyja introspektywnym wycieczkom. Co ja będę się
produkował. Spójrzcie na okładkę, ponieważ doskonale oddaje ona klimat i
charakter tutejszych kompozycji. Tak jak na obrazku, tak i ze spokojnych
akordów sączy się mgła, wieje wilgotny i przeszywający wiatr, który odbijając
się od gór generuje posępny i przytłaczający huk. Smutny i skrajnie chłodny
album o surowym obliczu jak przyroda północy.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz