Frontschwein
„Faces of War”
Old Temple 2025
Jak zobaczyłem nazwę Frontschwein, to skojarzenia
miałem jednoznaczne. Nie wiedziałem tylko, czy to, w połączeniu z tytułem i
okładką płyty, to tylko taki zbieg okoliczności, czy stan faktyczny. Już
pierwszy kawałek wszelkie wątpliwości rozwiewa. A kolejne jedynie potwierdzają,
że panowie z Frontschwein bardzo lubią Marduk, zarówno pod względem muzycznym
jak i koncepcyjnym. „Faces of War” to prawie czterdziestominutowy debiut
zespołu znikąd (mam na myśli brak jakichkolwiek wcześniejszych form
przedstawienia się publiczności, pod tytułem „demo” czy „EP-ka”), zawierający
muzykę z gatunku melodyjny black metal. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, owe
melodie to żadne słodzenie, jeno wyłącznie bitewna nuta. Zresztą, kto Marduk
zna, wie doskonale o co mi chodzi. Oczywiście moje porównania do ekipy Morgana
nie są bezpodstawne, ale jednocześnie absolutnie nie zarzucam, że Frontschwein
starają się starszych kolegów jedynie imitować. Bo punktów wspólnych, owszem,
jest kilka. Wspomniana melodyka, chłód charakterystyczny dla twórczości
Szwedów, klimat mojego ulubionego „Panzer Division Marduk”, czyli bezlitosne
napierdalanie, choćby w „Aktion „Reinhardt””, wszechobecna atmosfera zbrojnego
konfliktu, podkreślana przez krótkie, wprowadzające w temat sample…. Są też
jednak różnice, i to dzięki nim uważam, że materiał ten nie jest jedynie
kolejnym bezmyślnym klonem. Na dodatek, są to różnice in plus. O wiele bardziej
prymitywny jest tutaj wokal. Oczywiście, Marduk wokalistów miał wyjątkowych,
choćby w osobie Legiona, czy obecnie krzyczącego Mortuus’a, natomiast Vermin
śpiewa prościej, mniej chwytliwie, i, co istotne, jego głos przepuszczony
został delikatnie przez jeszcze bardziej chropowacący jego naturalną tonację
efekt. Druga rzecz łączy się ściśle z tym, o czym właśnie wspomniałem.
Brzmienie „Faces of War” jest zdecydowanie surowe, bardziej w klimacie
współczesnych nagrań demo niż profesjonalnej sesji studyjnej. Mam nadzieję, że
był to efekt zamierzony, bo według mnie, ponownie, działa to tylko i wyłącznie
na plus w odniesieniu do odbioru całości. Generalnie, album ten nie wnosi
absolutnie nic do kanonu gatunku, jednak jest kolejnym bardzo mocnym punktem na
polskiej mapie blackmetalowej. Powiem szczerze, że chętniej posłucham naszych
muzyków, niż kolejnego krążka ich mentorów, choćby z tego powodu, że nie jest
to kolejna wariacja na wiadomy temat, będąca niemal kalką dokonań
wcześniejszych. Oczywiście ta formuła ma swoje granice, więc jeśli Frontschwein
chcą utrzymać poziom, to muszą na kolejnych albumach coś pokombinować, ale
wierzę w chłopaków, na pewno bardziej niż w pana boga. Tymczasem bardzo polecam ich debiut. Bo jest
po prostu dobry.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz