piątek, 18 kwietnia 2025

Recenzja Frontschwein „Faces of War”

 

Frontschwein

„Faces of War”

Old Temple 2025

Jak zobaczyłem nazwę Frontschwein, to skojarzenia miałem jednoznaczne. Nie wiedziałem tylko, czy to, w połączeniu z tytułem i okładką płyty, to tylko taki zbieg okoliczności, czy stan faktyczny. Już pierwszy kawałek wszelkie wątpliwości rozwiewa. A kolejne jedynie potwierdzają, że panowie z Frontschwein bardzo lubią Marduk, zarówno pod względem muzycznym jak i koncepcyjnym. „Faces of War” to prawie czterdziestominutowy debiut zespołu znikąd (mam na myśli brak jakichkolwiek wcześniejszych form przedstawienia się publiczności, pod tytułem „demo” czy „EP-ka”), zawierający muzykę z gatunku melodyjny black metal. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, owe melodie to żadne słodzenie, jeno wyłącznie bitewna nuta. Zresztą, kto Marduk zna, wie doskonale o co mi chodzi. Oczywiście moje porównania do ekipy Morgana nie są bezpodstawne, ale jednocześnie absolutnie nie zarzucam, że Frontschwein starają się starszych kolegów jedynie imitować. Bo punktów wspólnych, owszem, jest kilka. Wspomniana melodyka, chłód charakterystyczny dla twórczości Szwedów, klimat mojego ulubionego „Panzer Division Marduk”, czyli bezlitosne napierdalanie, choćby w „Aktion „Reinhardt””, wszechobecna atmosfera zbrojnego konfliktu, podkreślana przez krótkie, wprowadzające w temat sample…. Są też jednak różnice, i to dzięki nim uważam, że materiał ten nie jest jedynie kolejnym bezmyślnym klonem. Na dodatek, są to różnice in plus. O wiele bardziej prymitywny jest tutaj wokal. Oczywiście, Marduk wokalistów miał wyjątkowych, choćby w osobie Legiona, czy obecnie krzyczącego Mortuus’a, natomiast Vermin śpiewa prościej, mniej chwytliwie, i, co istotne, jego głos przepuszczony został delikatnie przez jeszcze bardziej chropowacący jego naturalną tonację efekt. Druga rzecz łączy się ściśle z tym, o czym właśnie wspomniałem. Brzmienie „Faces of War” jest zdecydowanie surowe, bardziej w klimacie współczesnych nagrań demo niż profesjonalnej sesji studyjnej. Mam nadzieję, że był to efekt zamierzony, bo według mnie, ponownie, działa to tylko i wyłącznie na plus w odniesieniu do odbioru całości. Generalnie, album ten nie wnosi absolutnie nic do kanonu gatunku, jednak jest kolejnym bardzo mocnym punktem na polskiej mapie blackmetalowej. Powiem szczerze, że chętniej posłucham naszych muzyków, niż kolejnego krążka ich mentorów, choćby z tego powodu, że nie jest to kolejna wariacja na wiadomy temat, będąca niemal kalką dokonań wcześniejszych. Oczywiście ta formuła ma swoje granice, więc jeśli Frontschwein chcą utrzymać poziom, to muszą na kolejnych albumach coś pokombinować, ale wierzę w chłopaków, na pewno bardziej niż w pana boga.  Tymczasem bardzo polecam ich debiut. Bo jest po prostu dobry.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz