bez|kres
„bez|kres”
Pagan Rec. 2025
O tym, że Tomasz wydaje czasami płyty niecodzienne,
doskonale wszyscy wiemy. Dla jednych stanowią one szczyt awangardy, dla innych
są tematem niewybrednych żartów, czy też wręcz kpin. Jestem w stanie to
zrozumieć, bo przecież każdy ma własny gust i inaczej patrzy na muzykę. Mi też
nie wszystko, co wypuszcza Pagan Records podchodzi, zatem kiedy dostałem
materiał nowego tworu krajowej sceny, zastanawiałem się, czy debiut ten na
dłużej zagości w moim odtwarzaczu, czy może od razu poleci do kosza. bez|kres,
bo o nich mowa, to kolejny przedstawiciel z gatunku, który trudno jednoznacznie
określić. Trwający niemal czterdzieści minut materiał, to w zasadzie taki
wachlarz gatunków. Z dwóch powodów. Przede wszystkim, każdy kolejny utwór na
tej płycie jest inny. W jednym znajdziemy więcej post punka, w innym wpływy
dark wave, a jeszcze gdzie indziej elektro, rocka gotyckiego, także ze
sladowymi naleciałościami folk czy nawet country. Wydawać by się zatem mogło,
że album ten to taki zlepek pomysłów, niekoniecznie się zazębiających.
Niekoniecznie. Czymś, co łączy te kompozycje, i to bardzo ściśle, jest
minimalizm twórczy. Rozpoczynający całość „nagłos” oparty jest praktycznie na
jednym, zapętlonym gitarowym motywie, brzmiącym dla mnie trochę westernowo.
Podobnie jak następny, „śródgłos”, z odrobinę Katatoniowatą melodią, czy
„dogłos”, totalnie uproszczony kawałek pod granie z gatunku Twin Tribes czy
Selofan (i celowo nie wymieniam tutaj nazw klasycznych, bo te każdy zna).
Kompozycje na „bez|kres” są zatem proste i nie wymagają od słuchacza dziesiątek
godzin na przegryzanie się do drugiego dna. Kolejnym elementem wspólnym tych
piosenek są ich tytuły (wszystkie pochodzące od słowa „głos”, na co może
zwróciliście uwagę kilka linijek wyżej), a co się z tym łączy – teksty.
bez|kres bawi się tutaj słowem na zasadzie bliźniaczej do
Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi, tudzież niektórych tekstów Furii. Podobnie jak sama
muzyka, o czym przed chwilą wspomniałem, tak i liryki najczęściej są bardzo oszczędne
i wielokrotnie podczas danego utworu powtarzane. Jeśli już wspomniałem o
Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi, to pod względem podejścia do twórczości bez|kres, są
oni bardzo dobrym wyznacznikiem. Zero ograniczeń, zero trzymania się
jakichkolwiek ram gatunkowych, zero kalkulowania. Dlatego też album ten dość
szybko mnie zafascynował i wciągnął po same uszy. Czy jest na nim coś, co mi
się nie podoba. Jest. A konkretnie „są”, bo mam na myśli wokale. O ile jeszcze to
mruczące charczenie idealnie pasowało do muzyki Kły (a pewny jestem, że za
baz|kres odpowiada przynajmniej część składu tejże kapeli), tak tutaj trochę
mnie ono drażni. Nie powiem, że wyrzuciłbym je w całości, ale w kilku
fragmentach zdecydowanie lepiej zabrzmiał by czysty śpiew albo deklamacje. Tym
bardziej, że taki sposób ekspresji na płycie się pojawia i to w bardzo udanej
formie. W ostatecznym rozrachunku jednak, debiut Ślązaków jest na pewno rzeczą
wartą polecenia, zwłaszcza tym, którzy lubią muzykę nieoczywistą i nie mają
klapek na oczach. Podobno pomysł na bez|kres kiełkował w autorach już od dwa
tysiące szóstego. Kiedy już ostatecznie wychylił się na powierzchnię, mam
nadzieję, że na kolejny materiał nie będę musiał czekać kolejnych dwóch dekad.
Bo bardzo jestem ciekaw, dokąd panowie pójdą.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz