środa, 16 kwietnia 2025

Recenzja Tyrannosatan „Babylons Skräck”

 

Tyrannosatan

„Babylons Skräck”

Jawbreaker Rec. 2025

Biorąc pod uwagę, iż „Babylons Skräck” to siedemnastominutowe demo, zakładałem, że Tyrannosatan jest świeżynką na muzycznej scenie. Nic bardziej mylnego, bowiem okazuje się, iż panowie mają już na koncie wcześniejsze demo, nagrane osiem lat temu, a nawet pełniaka sprzed lat trzech. No ale chcieli, to se nagrali demówkę numer trzy, kto im zabroni? Materiał ten to swoista mieszanka wszystkiego co stare, ale nadal jare. Cztery kawałki muzyki najbardziej podchodzącej pod thrash metal, ze sporym dodatkiem punka, death czy nawet black metalu (głównie takiego proto, choć i fragmenty nawiązujące do drugiej fali skandynawskiej też się trafiają, choćby w „Bland Stenar Och Rotter”). Jak już rzuciłem tytułem, to łatwo się domyśleć, że śpiewane, czy raczej krzyczane, jest tu po szwedzku, bowiem stamtąd zespół się wywodzi. W moim przynajmniej odczuciu, język ten dodaje, i tak już mocno surowej muzyce, jeszcze więcej dzikości i prymitywizmu. W zasadzie pomijając wstęp do ostatniego na płycie „Astronomicon”, reszta materiału utrzymana jest w tempie słusznym, acz bez przesadnego szarżowania. Wspomniany numer jest zresztą odmienny także z innego powodu. Jest chwilami bardziej heavymetalowy, i nawet wokale wchodzą tutaj na najwyższe rejestry. Pozostałe trzy kompozycje to staroszkolne granie w myśl zasady „ma być prosto i kopać w dupę, jak cztery dekady temu”. Trzeba przyznać, że pomimo braku jakichkolwiek udziwnień (a może właśnie dzięki temu), materiał ten zajebiście buja i mocno chwyta za serce, zwłaszcza tych, którzy mają sentyment do dawnych czasów. Panowie serwują riffy znane i lubiane, przy których natłok klasycznych nazw uderzających do głowy jest zawrotny. Słychać jednak, że właśnie takie tetro granie sprawia im największą przyjemność, a dzięki temu i ja doskonale się w towarzystwie tych piosenek czuję. A najchętniej obejrzał bym sobie Szwedów na żywo, bo mają podobny vibe do naszego Brüdnego Skürwiela, więc na scenie zapewne robią podobny dym. Jeśli takie blendowanie gatunków sprawia, że czujecie się przez chwilę młodsi, i jeśli nadal wam się jeszcze ono nie znudziło, to sprawdźcie sobie tego Satana. Nic nowego, ale dobrze się słucha.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz