wtorek, 18 listopada 2025

Recenzja Bleeding Forest „Revolution”

 

Bleeding Forest

„Revolution”

Independent 2024

Chwilę temu gościł na łamach Apocalyptic Rites nowy album Mortis Dei, to dziś przyszedł czas na kolejny zespół z mojego rodzimego miasta. Tym razem trafił się twór z młodego pokolenia, bowiem chłopaki odpowiedzialni za Bleeding Forest nie dobili jeszcze nawet do dwudziestki. Nie wiem dlaczego, ale w swojej przedodsłuchowej projekcji założyłem, że kolesie bankowo grają black metal. Jakoś tak mi nazwa zespołu, pentagram w logo, i sama okładka podpowiadały. A tu dupa, Zonk! Krwawiący Las to thrash metal, acz z równoległymi inspiracjami death, oraz wspomnianym black metalem. Aczkolwiek tym ostatnim, to głównie jeśli założymy, iż Bathory czy Sodom grali black metal, jak niektórzy uparcie twierdzą od dekad. Zapewne łapiecie, o co mi chodzi. Młodzi znad Brdy czerpią pełnymi garściami inspiracje z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych (ale potrafią przy tym też mocno zaskoczyć). Już w pierwszym na płycie (jeśli nie policzymy introsa) „Only Death Can Help Me” mamy na otwarcie riff niemal żywcem wyjęty właśnie z Bathory. Chwilę później wjeżdżamy już w klimaty bardziej teutońskie, ze wspomnianym Sodom, czy Destruction na czele, które to przeważają, przynajmniej we wczesnej fazie albumu. Muzyka tego kwartetu nie jest jednak przewidywalna i oklepana do bólu, jak większości współczesnych retro zespołów. Uważam, że na tym polu Bydgoszczanie mają nieco więcej do powiedzenia. Owszem, są tutaj elementy proste, chwilami niemal banalnie (aczkolwiek d-beaty, czy podobnie kwadratowe łupanie, to przecież standard dla tamtego okresu), ale doskonale równoważone są choćby przez pojawiające się dość często chwytliwe akordy, przy których starsze pokolenie ujrzy oczami wyobraźni całą trójkę gitarzystów stojących obok siebie i machających równomiernie długim włosem. Nieco bardziej współczesne są solówki, może dlatego, że bardziej melodyjne i mniej dzikie niż u wspomnianych pionierów, lecz także i one bardzo zgrabnie wplatają się w całość. Z drobiazgów, spotkamy tutaj krótkie fragmenty akustyczne, czy ciekawe efekty gitarowe (patrz: „Satan’s Syringe”), ale to jeszcze nie koniec zabawy. W „Whispered Promises”, kawałku początkowo chyba najbardziej minimalistycznym na całej płycie, w środkowej części pojawia się moment kapkę Bolt Throwerowo / Benedictionowy (którego efekt potęguje wokal, bardziej zbliżony do proto death metalu niż klasycznego thrashu, z artykulacją niemal kopiującą Willetsa) wzbogacony najbardziej złożoną i techniczną na albumie solówką. Takich niespodzianek i drobnych smaczków jest na tym albumie zdecydowanie więcej, dzięki czemu słucha się go z coraz większą atencją, i z każdym okrążeniem wciąga on coraz bardziej. Głównie dlatego, że Bleeding Forest, grając teoretycznie muzykę retrospektywną, bynajmniej nie ograniczają się w stosowanych środkach, przez co każdy kolejny numer na płycie uświadamia mnie, że bazując na starych wzorcach można jeszcze zagrać coś po swojemu. Bardzo dobrze ten materiał brzmi. Organicznie, ale nie niedbale, z odpowiednio brudnymi gitarami i wyraźnie zaznaczającym swoje linie basem (chwilami pracującym niczym silnik jakiejś maszyny wojennej). Drobne niedociągnięcia owszem, są, ale jak na pierwszy raz jest i tak bardzo dobrze. Nie rozumiem jedynie, po co na sam koniec tego wydawnictwa wrzucono numer koncertowy. Ani to nie brzmi za dobrze, ani nie wnosi niczego nowego.  Podsumowując moje myśli na temat „Revolution”, powiem tak: sprawdźcie sobie ten materiał, bo jest to naprawdę ciekawe granie od zespołu, w którym drzemie duży potencjał i pomysłowość. Mam nadzieję, że młodzi odpowiednio te walory w najbliższym czasie rozwiną.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz