Bleeding Forest
„Revolution”
Independent 2024
Chwilę temu gościł na łamach Apocalyptic Rites nowy
album Mortis Dei, to dziś przyszedł czas na kolejny zespół z mojego rodzimego
miasta. Tym razem trafił się twór z młodego pokolenia, bowiem chłopaki
odpowiedzialni za Bleeding Forest nie dobili jeszcze nawet do dwudziestki. Nie
wiem dlaczego, ale w swojej przedodsłuchowej projekcji założyłem, że kolesie
bankowo grają black metal. Jakoś tak mi nazwa zespołu, pentagram w logo, i sama
okładka podpowiadały. A tu dupa, Zonk! Krwawiący Las to thrash metal, acz z równoległymi
inspiracjami death, oraz wspomnianym black metalem. Aczkolwiek tym ostatnim, to
głównie jeśli założymy, iż Bathory czy Sodom grali black metal, jak niektórzy
uparcie twierdzą od dekad. Zapewne łapiecie, o co mi chodzi. Młodzi znad Brdy
czerpią pełnymi garściami inspiracje z lat osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych (ale potrafią przy tym też mocno zaskoczyć). Już w pierwszym
na płycie (jeśli nie policzymy introsa) „Only Death Can Help Me” mamy na
otwarcie riff niemal żywcem wyjęty właśnie z Bathory. Chwilę później wjeżdżamy
już w klimaty bardziej teutońskie, ze wspomnianym Sodom, czy Destruction na
czele, które to przeważają, przynajmniej we wczesnej fazie albumu. Muzyka tego
kwartetu nie jest jednak przewidywalna i oklepana do bólu, jak większości
współczesnych retro zespołów. Uważam, że na tym polu Bydgoszczanie mają nieco
więcej do powiedzenia. Owszem, są tutaj elementy proste, chwilami niemal
banalnie (aczkolwiek d-beaty, czy podobnie kwadratowe łupanie, to przecież
standard dla tamtego okresu), ale doskonale równoważone są choćby przez
pojawiające się dość często chwytliwe akordy, przy których starsze pokolenie
ujrzy oczami wyobraźni całą trójkę gitarzystów stojących obok siebie i
machających równomiernie długim włosem. Nieco bardziej współczesne są solówki,
może dlatego, że bardziej melodyjne i mniej dzikie niż u wspomnianych
pionierów, lecz także i one bardzo zgrabnie wplatają się w całość. Z
drobiazgów, spotkamy tutaj krótkie fragmenty akustyczne, czy ciekawe efekty
gitarowe (patrz: „Satan’s Syringe”), ale to jeszcze nie koniec zabawy. W
„Whispered Promises”, kawałku początkowo chyba najbardziej minimalistycznym na całej
płycie, w środkowej części pojawia się moment kapkę Bolt Throwerowo /
Benedictionowy (którego efekt potęguje wokal, bardziej zbliżony do proto death
metalu niż klasycznego thrashu, z artykulacją niemal kopiującą Willetsa)
wzbogacony najbardziej złożoną i techniczną na albumie solówką. Takich
niespodzianek i drobnych smaczków jest na tym albumie zdecydowanie więcej,
dzięki czemu słucha się go z coraz większą atencją, i z każdym okrążeniem
wciąga on coraz bardziej. Głównie dlatego, że Bleeding Forest, grając
teoretycznie muzykę retrospektywną, bynajmniej nie ograniczają się w
stosowanych środkach, przez co każdy kolejny numer na płycie uświadamia mnie,
że bazując na starych wzorcach można jeszcze zagrać coś po swojemu. Bardzo
dobrze ten materiał brzmi. Organicznie, ale nie niedbale, z odpowiednio
brudnymi gitarami i wyraźnie zaznaczającym swoje linie basem (chwilami
pracującym niczym silnik jakiejś maszyny wojennej). Drobne niedociągnięcia
owszem, są, ale jak na pierwszy raz jest i tak bardzo dobrze. Nie rozumiem
jedynie, po co na sam koniec tego wydawnictwa wrzucono numer koncertowy. Ani to
nie brzmi za dobrze, ani nie wnosi niczego nowego. Podsumowując moje myśli na temat
„Revolution”, powiem tak: sprawdźcie sobie ten materiał, bo jest to naprawdę
ciekawe granie od zespołu, w którym drzemie duży potencjał i pomysłowość. Mam
nadzieję, że młodzi odpowiednio te walory w najbliższym czasie rozwiną.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz