poniedziałek, 3 listopada 2025

Recenzja Cratophane „Exode”

 

Cratophane

„Exode”

I, Voidhanger Records 2025

 


Teraz będzie trochę z innej beczki, bo ten francuski tercet gra muzykę nietuzinkową i niełatwą, aczkolwiek w niektórych kręgach bardzo popularną. Cratophane w swojej twórczości korzysta z rozwiązań właściwych dla wielu gatunków i żeby uzmysłowić wam jak brzmi ich najnowszy, drugi krążek, muszę je wymienić. Na „Exode” słychać wpływy post-metalu, sludge, noisu, muzyki elektronicznej i zeuhl. Ten ostatni, to potworek powstały z połączenia jazzu z progresywnym rockiem i elementami neoklasycznych nut. Zatem już mniej więcej wiadomo z czym przyjdzie się mierzyć śmiałkowi, który zdecyduje się sięgnąć po ten album. Ogólnie rzecz biorąc jest to coś w rodzaju muzyki ilustracyjnej, która z powodzeniem mogłaby być wykorzystana jako ścieżka dźwiękowa do niejednego filmu science-fiction. To oryginalna fuzja ciężkich riffów, hałaśliwych i bezładnych form, awangardowych zagrywek, które przechodzą chwilami w jazzowe improwizacje. Wszystko okraszone syntezatorami, które uwypuklają transowość tego materiału oraz gęstymi liniami wysuniętego na pierwszy plan basu i przysadzistą perkusją, która momentami zalatuje plemiennym graniem. Poszczególne formy płynnie przechodzą z jednych w drugie lub po prostu wzajemnie się przenikają, tworząc kosmiczne i lizergiczne pejzaże, które hipnotyzują na całego i porywają swoim wizjonerstwem. Francuzi posiadają niebywały talent kompozytorski, który owocuje wielowarstwową i zarazem przestrzenną muzą. Niesie ona ze sobą różne emocje. Raz uspokaja, żeby nagle przeobrazić się w narkotyczne klimaty, które zamieniają się na dołujące, duszne dysonanse i drony. Czasami eksploduje poplątanym noisem lub przechodzi w subtelne wariacje, otumaniając do cna. Płyta nie dla każdego, ale wielbiciele nieoczywistego grania, które nie tylko z metalem ma coś wspólnego z pewnością wezmą „Exode” w ciemno. Bardzo interesująca i miła w odbiorze produkcja, która powinna spodobać się fanom protoplastów stylu zeuhl, czyli zespołu Magma.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz