Putrevore
„Unending Rotting Cycle”
Xtreem Music 2025
No to mamy Putrevore po raz piąty, albo Rogga
Johansson po raz pięćsetny. Powiem wam, że tak jak kolejne wcielenie kolesia ze
Szwecji traktuje na zasadzie „są, bo są”, tak akurat ten projekt ewidentnie
wystaje ponad jego średnią jakościową. Nie wiem, może dlatego, że współtworzy
go z Dave Rottenem, i Hiszpan też co nieco od siebie do muzycznego kalejdoskopu
tutaj dodaje. W sumie mówiąc „kalejdoskop” bardzo mocno, nomen omen,
koloryzuję, bowiem twórczość Putrevore jest mocno ograniczona gatunkowo, i na
pewno nic nowego do owego nurtu nie wnosząca. Chłopaki rzeźbią tutaj
staroszkolny, nieco toporny, za to zdecydowanie masywny i kruszący kości death
metal, nie ukrywajmy, mocno schematyczny i odegrany często na jedno kopyto. Ale
mimo to, muzyka tego duetu ma w sobie pewien urok. A na pewno potrafi głośno
przemówić do maniaków starej szkoły, zwłaszcza tej spod znaku Rottrevore,
Imprecation, Cannibal Corpse czy nawet Demilich. Pomijając już fakt, że poza
lekkim elementem zaskoczenia towarzyszącym pierwszym dwóm płytom owych
gentlemanów, kolejne albumy można poniekąd nazwać odgrzewaniem odgrzewanego
kotleta, to dla słuchacza niewybrednego, szwedzko - hiszpańskie menu i tak
zawiera to, co chętnie opierdolą na obiad. Gitarowe, mięsiste harmonie
przewalają się na tym albumie z gracją słonia w sklepie z porcelaną, miażdżąc
swoim tonażem i rozgniatając na krwawą papkę. Finezji w tym za grosz, za to
stęchlizny pod sam sufit. Dave wokali tak, że z gardzieli wystaje mu chyba
nawet jelito grube, dogłębnie i po chamsku. Generalnie, przy brzmieniu, w jakie
panowie zazwyczaj ubierają swoje piosenki, muzyka ta pracuje niczym dobrze
naoliwiona maszyna z fabryki jakiegoś metalowego cholerstwa, diabli wiedzą komu
i do czego potrzebnego. Zatem sprawa wygląda w moich oczach banalnie, bo pod
względem technicznym, wykonawczym, czy produkcyjnym, „Unending Rotting Cycle”
to odkładnie to, co macie w tytule. Putrevore nagrali nieco ponad pół godziny
death metalu który lubią, dla deathmetalowców, którzy w podobnej muzyce
gustują. Nowych lądów tymi nagraniami nie odkryją, nowych fanów zapewne nie
zdobędą, ale podejrzewam, że mają to w dupie. Jest od chuja lepszych rzeczy,
niż ten krążek. Jednocześnie jest od cholery gorszych. Gdybym był skazany na
miesiąc pobytu w odosobnieniu z tym „Gnijącym Cyklem”, to bym się bynajmniej
nie popłakał. Mając jednak wybór, jutro chwycę za coś innego. Ale kolejny album
Putrevore zapewne i tak sprawdzę, bo mimo wszystko, kolesie gwarantują
określony poziom.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz