Azketem
„Amid”
Darkness Shall Rise Productions 2025
Pierwsza
płyta tego niemieckiego muzyka była otumaniającym i zimnym black metalem, który
swą jednostajnością wprowadzał w trans i dusił mrocznym, doomowym
usposobieniem. Nie wiem, jak było na poprzednim albumie, ale na najnowszej,
trzeciej płycie, Azketem poszedł w inne klimaty. Na „Amid” nie usłyszycie już
black metalu, choć ciężkie, lecz charakterystycznie brzęczące gitary mogą
wskazywać na pokrewieństwo z tym gatunkiem, to muzyka tu zawarta przedstawia
gotyckie ujęcie metalu. Sześć kawałków, z których leje się na potęgę
melancholijnymi i nastrojowymi melodiami, do czego odpowiedzialny za całość
Azken dograł wokalizy w stylu Type O Negative czy późnej Katatonii. Nie są one
jednak tak „seksualne” jak w przypadku Amerykanów i tak romantyczne i
przebojowe jak u Szwedów. Cechują się bowiem większą ciężkością, która zsyła na
słuchacza gęstą aurę. Przygniata ona dość skutecznie swoją narkotyczną wersją
takiego grania, skręcając momentami głęboko nie tylko w rejony posępnego
gotyckiego rocka, ale również haczy o lizergiczne, stonerowe rytmy. Zawiesiste
gitary, dopełnione przez ciężką sekcję rytmiczną i leniwe wokalizy, wraz z
klawiszowym tłem, kreują senną i uspokajającą atmosferę, której trudno się
oprzeć, i jeśli ktoś lubi zanurzyć się w pełnym boleści i rozpaczy świecie, to
łyknie tą produkcję bez popitki. Otulą go paradoksalnie ciepłe i lodowate
rytmy, płynące w średnich i wolnych tempach, wprawiając w duchowy i fizyczny
niebyt. Najnowszy krążek od tego berlińskiego, solowego projektu nie ma jednak
z black metalem, poza kilkoma niuansami, zbyt wiele wspólnego. Nie jest też
nowym spojrzeniem na ten gatunek jak sugerują niektóre źródła, a uparte
postrzeganie go w ten sposób lub doszukiwanie się w nim cech alternatywnej
diabelszczyzny, jest wyłącznie zafałszowywaniem rzeczywistości. Porzucając
sugestie i skojarzenia można jedynie stwierdzić, że to dobry, lecz nie niosący
niczego nowego gotycki metal.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz