Wounded
In Forest
„Antihuman
Artist”
Inverse Rec. 2025
Tak się zastanawiam, czy aby nazwa tej kapeli nie
nawiązuje czasem do polskich myśliwych, którzy to w borach i lasach nie
potrafią odróżnić dzika od człowieka, i coraz częściej strzelają do siebie nawzajem.
No dobra, ale żarty na bok, bo i śmiać się tu nie ma z czego. Wounded In Forest
to Finowie, którzy jeszcze do niedawna działali pod nazwą A Lie Nation, tworząc
tam raczej kiepskiej jakości melodyjny black metal. Przyszedł jednak, widać,
czas na metamorfozę, i pod nowym szyldem panowie wzięli się za metal śmierci.
No cóż, metamorfoza metamorfozą, szkoda tylko, że nie poszła za tym zmiana
jakość. Wounded In Forest jest bowiem pod względem poziomu równie mizernym
zespołem, co jego poprzednie wcielenie. Napisać „nijakość” to tyle, co nie
napisać nic. Na „Antihuman Artist”, wydawnictwie krótkim, bowiem nie
przekraczającym dwudziestu trzech minut, usłyszycie toporny, grany jakby na
siłę death metal, tak nudny i bezpłciowy, że drugie okrążenie z tymi nagraniami
może już solidnie zmęczyć. Nie jest to granie monotonne, bynajmniej. Panowie
tempo zmieniają nawet dość często, jednak bez różnicy, czy mielą powoli, czy
przyspieszają, chwilami zahaczając nawet o zrywy death grindowe, to tak
naprawdę nie ma tu na czym ucha zawiesić. Wszystkie riffy, nawet te najbardziej
pokombinowane (choć chyba dla samego kombinowania), są po prostu słabe. Jednym
uchem wpadają, by zaraz wylecieć drugim, niewiele pozostawiając w głowie.
Dodatkowym mankamentem tych piosenek jest wrażenie, jakby zostały na szybko
poskładane z pomysłów, które akurat tu i teraz wpadły muzykom do głowy. Mówiąc
wprost, nie zawsze wszystko się tu klei i do siebie pasuje. Do tego mamy
jeszcze dialog na dwa głosy, i o ile ten głębszy growl jeszcze jakoś się broni
(acz na trójkę z minusem), to już wrzaski o wyższej tonacji są niesamowicie
irytujące i pasują do całości niczym pięść do nosa. Gdybym miał porównać
twórczość Wounded In Forest do któregokolwiek z klasyków, to… naprawdę nic mi
nie przychodzi do głowy. I nie jest to w tym konkretnym przypadku żadna zaleta,
a jedynie potwierdzenie, iż muzyka Finów jest nijaka i przypisanie jej
konkretnych inspiracji byłoby sporym nadużyciem. Nie wiem, może niech lepiej
chłopaki spróbują jakiejś innej profesji, albo jak już muszą grać, bo ich
rozpiera, to niech sobie grają w garażu, bo wychodzenie do ludzi taką
twórczością to małe nieporozumienie. Beznadzieja.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz