Elepharmers
„Western
Wilderness”
Electric Valley Records 2025
Elepharmers
to tercet, który pochodzi z Sardynii, gdzie powstał w 2010 roku. Najnowsza ich
płyta „Western Wilderness” jest już czwartym długograjem od tej kapeli, który
jak się można domyślić ze względu na wytwórnię wydającą ten krążek, zawiera
muzykę utrzymaną w stonerowym stylu. Dziewięć kawałków, które w większości
wartko płyną przed siebie, częstując wspaniale wkręcającą się rytmiką, której
dźwięczne bębny i bas, sprawnie przygrywają swobodnie i z dużą wprawą
prowadzonym riffom. Nad wszystkim unoszą się świetnie brzmiące wokalizy,
wyśpiewywane czystym głosem przez niejakiego El Chino, który uświetnia je miłą,
bluesową manierą. Panowie, jak to bywa w tym gatunku, bujają rozkosznie, ale
niezbyt ciężko. Słuchając „Western Wilderness” można chwilami odnieść wrażenie,
że mamy bardziej do czynienia z odpowiednio dociążonym rockiem lat
siedemdziesiątych niż z gęstym doom-stonerem, ponieważ tempo oraz lekkość
akordów kojarzą się właśnie z tamtą muzą. Niemniej jednak to w dalszym ciągu
dusznawa gędźba, która roztacza psychodeliczną atmosferę, którą od czasu do
czasu Włosi podkręcają spece-rockowymi wtrętami oraz przestrzennymi solówkami.
Obcując z tym wydawnictwem mamy nie tylko okazję spotkać się z energicznym
kostkowaniem, ponieważ twórcy zadbali także o nastrojowe momenty, w postaci
trzeciego wałka „Arcuentu”, będącego narkotyczną balladą, która na sam koniec
eksploduje feerią dźwięków. Dla odmiany siódmy „Blind” gniecie w średnim tempie
i spokojnie roztacza heroinową mgiełkę, a następujący po nim „Towers of
Silence” wprowadza w melancholijny trans, ambientowymi wtrąceniami i dawką
akordów o halucynogennym zabarwieniu. Cóż, dobry stoner nigdy nie jest zły, a
taki właśnie grają Elepharmers. Bardzo dobry przedstawiciel tej muzyki,
zaaranżowanej w delikatnie lżejszej formie. Polecam.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz