środa, 5 listopada 2025

Recenzja Elepharmers „Western Wilderness”

 

Elepharmers

„Western Wilderness”

Electric Valley Records 2025

Elepharmers to tercet, który pochodzi z Sardynii, gdzie powstał w 2010 roku. Najnowsza ich płyta „Western Wilderness” jest już czwartym długograjem od tej kapeli, który jak się można domyślić ze względu na wytwórnię wydającą ten krążek, zawiera muzykę utrzymaną w stonerowym stylu. Dziewięć kawałków, które w większości wartko płyną przed siebie, częstując wspaniale wkręcającą się rytmiką, której dźwięczne bębny i bas, sprawnie przygrywają swobodnie i z dużą wprawą prowadzonym riffom. Nad wszystkim unoszą się świetnie brzmiące wokalizy, wyśpiewywane czystym głosem przez niejakiego El Chino, który uświetnia je miłą, bluesową manierą. Panowie, jak to bywa w tym gatunku, bujają rozkosznie, ale niezbyt ciężko. Słuchając „Western Wilderness” można chwilami odnieść wrażenie, że mamy bardziej do czynienia z odpowiednio dociążonym rockiem lat siedemdziesiątych niż z gęstym doom-stonerem, ponieważ tempo oraz lekkość akordów kojarzą się właśnie z tamtą muzą. Niemniej jednak to w dalszym ciągu dusznawa gędźba, która roztacza psychodeliczną atmosferę, którą od czasu do czasu Włosi podkręcają spece-rockowymi wtrętami oraz przestrzennymi solówkami. Obcując z tym wydawnictwem mamy nie tylko okazję spotkać się z energicznym kostkowaniem, ponieważ twórcy zadbali także o nastrojowe momenty, w postaci trzeciego wałka „Arcuentu”, będącego narkotyczną balladą, która na sam koniec eksploduje feerią dźwięków. Dla odmiany siódmy „Blind” gniecie w średnim tempie i spokojnie roztacza heroinową mgiełkę, a następujący po nim „Towers of Silence” wprowadza w melancholijny trans, ambientowymi wtrąceniami i dawką akordów o halucynogennym zabarwieniu. Cóż, dobry stoner nigdy nie jest zły, a taki właśnie grają Elepharmers. Bardzo dobry przedstawiciel tej muzyki, zaaranżowanej w delikatnie lżejszej formie. Polecam.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz