niedziela, 30 listopada 2025

Recenzja Hyver „Shaâtaunoâr”

 

Hyver

„Shaâtaunoâr”

Antiq 2025

Hyver to solowy projekt pewnego Francuza, który właśnie wydał swoją trzecią płytę. Cóż, facet gra tak jak wygląda na zdjęciu dołączonym do tego materiału, czyli radosny i bajkowy black metal. Jest on oparty o drugofalowe wzorce, lecz oprócz zwyczajowych tremolo charakteryzuje się niebywale przaśną i naiwną melodyką, która przypomina bale na średniowiecznych zamkach bądź beztroskie pląsy gawiedzi na ówczesnych odpustach. Akordy płyną w średnich i dość szybkich tempach, sypiąc, mieniącym się różnymi kolorami szronem, a wtórują im dźwięczne bębny i syntezatory, które zapewniły tutaj folklorystyczny pierwiastek, dopełniając ten baśniowy klimat. Klimat, który podczas odsłuchu „Shaâtaunoâr” wyciekał mi z uszu i nosa, ponieważ jego natężenie jest tak silne, że przedawkować go, to jak amen w pacierzu. Na domiar złego, Hyver pomiędzy „diabelskie” utwory wplata kompozycje dungeon synth, które w sumie szczęśliwie przerywają tęczowy blizzard, ale też mają pewne znaczenie, gdyż album ten ma zabrać słuchacza do przedziwnego zamczyska i to odbiorca ma zdecydować, którą drogą chce podążać, aby wydostać się z jego ponurych murów. Ja, osobiście nie chcę nigdy ponownie do niego trafić, choć dla mnie ucieczka z jego podwojów była dość prosta, bowiem wystarczyło wyłączyć odtwarzacz. Jeśli lubicie „poetyczny black metal” o epickich chwytliwościach, to nie pozostaje wam nic innego jak ubrać się w szaty i kapelusz à la Gandalf, a na stopy wdziać ciżmy, i udać się do pobliskiego distro, aby nabyć to wydawnictwo. Szesnaście kawałków, trwających blisko godzinę z pewnością przeniesie was do świata entuzjastycznie zagranego, „black metalu” w stylu fantasy. Dla mnie totalny absurd.

shub niggurath




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz