wtorek, 4 listopada 2025

Recenzja Demiurgus „Equilibrio”

 

Demiurgus

„Equilibrio”

Awakening Rec. 2025

Demiurgus to w zasadzie świeżynka na rynku wydawniczym. „W zasadzie”, bo niby panowie grają już od sześciu lat (ich dwie demówki datują na rok dziewiętnasty, ale wątpię, czy ktokolwiek, poza maniakalnymi fanami Ameryki Południowej o nich słyszał), jednak „Equilibrio” jest ich pierwszym dużym materiałem. Znajdziemy na nim dziesięć numerów, trwających razem niecałe czterdzieści minut. Zacznijmy od tego, iż Chilijczycy grają odłam death / thrashu niezbyt często spotykany. Nie, absolutnie nie jakiś odkrywczy, ale jeśli powiem prosto z mostu, iż jest to połączenie starego, zajebistego thrashu z Death, to sami przyznacie, iż tego typu kombinacje nie stoją za każdym rogiem. A tutaj sobie panowie właśnie te dwie składowe poprzeplatali. Czego zatem można się spodziewać po „Equilibrio” doskonale wiecie. Mnóstwo, ale to naprawdę sporo, starej daty riffowania na modłę Kreator (żeby nie wymieniać tu wszystkich pozostałych współtwórców teutońskiej sceny z lat osiemdziesiątych), albo wczesnej Sepultury. Często prostych i na wskroś wtórnych, ale zagranych z takim jajem, że nie sposób usiedzieć na dupsku. Choćby dlatego, że nie znajdziecie na tym albumie typowych uzupełniaczy. Tutaj każdy kawałek kopie dupsko tak, że pęka kość ogonowa, a nam wcale z tego powodu nie jest przykro. W rzeczony thrash Demiurgus momentami (ale zaznaczyć trzeba, że zdecydowanie nie przeważającymi) wpuszczają nieco więcej techniki i melodii, bezpośrednio kierującej się w stronę Death ze środkowego okresu. Niektóre akordy faktycznie brzmią niczym odrzuty z sesji bandy Chucka, a odpowiedni strój gitar dobitnie to podkreśla. No i solówki, o których nie sposób nie wspomnieć. Może nie pojawiające się na każdym kroku (i dobrze, przynajmniej nie ma przesytu), ale jak już wjeżdżają, to bania leciutko puchnie. Byłbym ignorantem, gdybym nie wspomniał też o liniach basu. Miejscami wychodzą one na pierwszy plan, plumkając niczym… no wiadomo kto. Nie zapomniałem o najważniejszym… Wokale. Agresywne, jadowite, i co najistotniejsze, śpiewane po ichniemu, co na pewno jest dodatkowym elementem potęgującym oryginalność ten niezbyt oryginalnej mieszanki. „Equilibrio” to bardzo dobry album, który, zwłaszcza jeśli lubicie nieoklepane rozwiązania, zamknięte w ramach klasyki, sprawdzić powinniście.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz