Demiurgus
„Equilibrio”
Awakening
Rec. 2025
Demiurgus to w zasadzie świeżynka na rynku
wydawniczym. „W zasadzie”, bo niby panowie grają już od sześciu lat (ich dwie
demówki datują na rok dziewiętnasty, ale wątpię, czy ktokolwiek, poza
maniakalnymi fanami Ameryki Południowej o nich słyszał), jednak „Equilibrio”
jest ich pierwszym dużym materiałem. Znajdziemy na nim dziesięć numerów,
trwających razem niecałe czterdzieści minut. Zacznijmy od tego, iż Chilijczycy
grają odłam death / thrashu niezbyt często spotykany. Nie, absolutnie nie jakiś
odkrywczy, ale jeśli powiem prosto z mostu, iż jest to połączenie starego,
zajebistego thrashu z Death, to sami przyznacie, iż tego typu kombinacje nie
stoją za każdym rogiem. A tutaj sobie panowie właśnie te dwie składowe
poprzeplatali. Czego zatem można się spodziewać po „Equilibrio” doskonale
wiecie. Mnóstwo, ale to naprawdę sporo, starej daty riffowania na modłę Kreator
(żeby nie wymieniać tu wszystkich pozostałych współtwórców teutońskiej sceny z
lat osiemdziesiątych), albo wczesnej Sepultury. Często prostych i na wskroś
wtórnych, ale zagranych z takim jajem, że nie sposób usiedzieć na dupsku.
Choćby dlatego, że nie znajdziecie na tym albumie typowych uzupełniaczy. Tutaj
każdy kawałek kopie dupsko tak, że pęka kość ogonowa, a nam wcale z tego powodu
nie jest przykro. W rzeczony thrash Demiurgus momentami (ale zaznaczyć trzeba,
że zdecydowanie nie przeważającymi) wpuszczają nieco więcej techniki i melodii,
bezpośrednio kierującej się w stronę Death ze środkowego okresu. Niektóre
akordy faktycznie brzmią niczym odrzuty z sesji bandy Chucka, a odpowiedni
strój gitar dobitnie to podkreśla. No i solówki, o których nie sposób nie
wspomnieć. Może nie pojawiające się na każdym kroku (i dobrze, przynajmniej nie
ma przesytu), ale jak już wjeżdżają, to bania leciutko puchnie. Byłbym
ignorantem, gdybym nie wspomniał też o liniach basu. Miejscami wychodzą one na
pierwszy plan, plumkając niczym… no wiadomo kto. Nie zapomniałem o
najważniejszym… Wokale. Agresywne, jadowite, i co najistotniejsze, śpiewane po
ichniemu, co na pewno jest dodatkowym elementem potęgującym oryginalność ten
niezbyt oryginalnej mieszanki. „Equilibrio” to bardzo dobry album, który, zwłaszcza
jeśli lubicie nieoklepane rozwiązania, zamknięte w ramach klasyki, sprawdzić powinniście.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz