RUADH
„The
Rock of the Clyde”
Northern
Silence Productions 2020
Drugi album
długogrający szkockiego Ruadh to materiał, który o szybsze bicie
serca i niekontrolowany wzwód w galotach przyprawi wszystkich,
którzy marszczą kapucyna przy atmosferycznym, momentami epickim
Black Metalu bogato ozdobionym regionalnymi, folkowymi
naleciałościami. Jak to w przypadku takich albumów bywa,
technicznie to raczej mało skomplikowana muzyka. Sekcja o
odpowiedniej sile miarowo nadaje rytm i nie przeszkadza pozostałym
instrumentom, a wiosło będące tu wg mnie najlepszym punktem
programu wycina klimatyczne, chłodne, melancholijne, hipnotyzujące,
bujające cudnie riffy o wyraźnie Heavy Metalowym zabarwieniu
nacechowanym spuścizną Iron Maiden. To właśnie gitara w głównej
mierze bierze na swoje barki ciężar budowania klimatu na tej płycie
i trzeba przyznać, że robi dobrą robotę. Oczywiście w tworzeniu
owej tajemniczej, zamglonej, mistycznej, szkockiej (na historii,
mitologii, kulturze, tradycji i dumie tego kraju oparty jest bowiem
cały kręgosłup tej płyty) aury wymiernie wspiera ją parapet i
wszelakie, zastosowane tu, ludowe instrumenty (różnorakie
piszczałki, flety, smyczki itd., itp.) I tu trzeba od razu
zaznaczyć, że owe szkockie wpływy ludowe nie tępią wcale Black
Metalowego ostrza tej płyty i nie są tylko marną, tandetną,
nadętą i tanią, wyprodukowaną w Chinach imitacją. Słychać tu
prawdziwe, manifestujące się w tych dźwiękach emocje i
autentyczne zaangażowanie twórcy. Wielobarwne, męsko-damskie
wokale także dokładają swoją cegiełkę, podkreślając
charakterystyczny, regionalny feeling tej produkcji. Mimo że sporo
tu melodyjnych, nastrojowych partii, to na albumie tym cały czas
jest miejsce na agresywne, jadowite, surowe struktury, które z
pewnością zadowolą także Black Metalowych purystów. Nie wszystko
jest tu idealne, zdarzają się w tych kompozycjach także słabsze,
mało istotne momenty, które można by śmiało stąd wypierdolić,
więc odpowiedzialny za ten projekt Tom Perrett ma jeszcze nad czym
pracować. Nie odbija się to jednak jakoś specjalnie negatywnie na
tym materiale, a płyta jako całość jest spójna i przekonująca.
To, co tworzy Ruadh, oraz sposób, w jaki to robi, można porównać
do muzyki Saor (i nic dziwnego, wszak oba hordy obracają się w tym
samym gatunku i oba egzystują w Glasgow), można tu także wyczuć
wibracje charakterystyczne dla Primordial, czy Windir. Jeżeli zatem
ktoś z Was ma ochotę udać się do świata szkockich mitów i
legend, wypić flaszkę z wiekowym druidem zachwycając się pięknem
tamtejszej krainy, a późnej oddać swą krew i nasienie w ofierze,
to „The Rock of the Clyde” będzie mu świetnym towarzyszem
podróży i zarazem doskonałym przewodnikiem. Ja po namyśle
pozostaję jednak w domowych pieleszach.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz