poniedziałek, 8 czerwca 2020

Recenzja BEDSORE „Hypnagogic Hallucinations”


BEDSORE
„Hypnagogic Hallucinations”
20 Buck Spin (2020)


To miał być jeden z ciekawszych strzałów deathmetalowych tego roku. Wydana przed dwoma laty Epka „Bedsore” zdradzała apetyty Rzymian na nagrania naprawdę zjawiskowego materiału. Nie, żebym wtedy wysadziła mnie ona z kapci, ale szerokie spektrum inspiracji, odważne uciekanie się w akustyczne granie, jakieś takie poszanowanie dźwięku, pewna szlachetność tego co wtedy zostało nagrane (nawet jeśli nie wszystko trafiało w mój gust) nakazywało twierdzić, że Bedsore, może namieszać na metalowej scenie. Teraz, po przesłuchaniu pełnego debiutu zatytułowanego „Hypnagogic Hallucinations” mogę powiedzieć, że jestem rozczarowany. I to nawet bardzo. I nie dlatego, że Włosi nagrali płytę bardziej wygładzoną, łagodniejszą czy – wpiszcie tutaj sobie jakikolwiek powód, który w waszym odczuciu może umniejszać wartości – ta płyta po prostu nie trybi. Słucham, słucham i przelatuje przeze mnie jak sraczka. Niby wszystko jest na miejscu, a jakiejś wielkiej rewolucji stylistycznej w stosunku do EPki nie uświadczyłem, a więc teoretycznie powinno się podobać. Słuchając tego krążka odnoszę jednak wrażenie, że Bedsore za bardzo uporządkowało swoje dźwięki, przez co całość wydaje się zbyt zachowawcza i mało odważna. Trochę Cynic, trochę akustycznego plumkania pod Opeth (ale nudniej), trochę bezpiecznego black/death, całość płynie zgrabnie bez większych meandrów, by znaleźć ujście w muszli klozetowej. Po przesłuchaniu nie pozostaje mi w głowie nic. Nijakość – to chyba najlepsze określenie dla „Hypnagogic Hallucinations”. I sam się sobie dziwie jak to piszę, gdyż pierwszy kawałek promujący udostępniony przez wytwórnię nawet mnie zaintrygował. Okazuje się jednak, że większa porcja z grubsza tego samego, jednorodnego grania zwyczajnie nie przykuwa uwagi, by nie powiedzieć, że nudzi. Nie będę się rozwapniał za bardzo nad Bedsore, tym bardziej, że ten rok obrodził naprawdę w plejadę zajebistych pełniaków. Omawiane tutaj wydawnictwo do takich nie należy. Jak dla mnie chyba największe metalowe rozczarowanie roku na ten moment, zwłaszcza, że miałem spore oczekiwania w stosunku do tego materiału.

                                                                                                                      Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz