Heresiarch / Antediluvian
"Defleshing the Serpent Infinity"
Iron
Bonehead 2020
Nie będę ukrywał, że na nowy album
Antediluvian czekam jak osiedlowy menel na otwarcie monopolowego z rana. Coś
się jednak najwyraźniej zaczyna dziać i mam nadzieję, że split który właśnie
wałkuję jest tego przedsmakiem. Rzeczone wydawnictwo otwiera nowozelandzka
machina wojenna – Heresiarch. Kto zna ich wcześniejsze dokonania, ten doskonale
wie, że goście z Wellington nie bawią się w macanie po jajkach tylko
napierdalają tak intensywnie, że tynk leci z sufitu. Nie inaczej jest w
rzeczonym przypadku. Dwa pierwsze utwory to bezkompromisowy skomasowany atak
bez oglądania się na szpitale polowe czy ludność cywilną. "Lupine
Epoch" i "Excarnation" to pociski masowego rażenia – death metal
taki, jakim go sam Szatan stworzył. Pełen agresji, rozrywających na strzępy
riffów, dudniącej niczym eksplozje pocisków podczas bombardowania perkusji i
wydawanych głębokim growlem militarnych komend. Heresiarch rozjeżdżają
przeciwnika z pełną szybkością chwilami nieco jedynie zwalniając w poszukiwaniu
niedobitków. Trzeci utwór w ich wykonaniu to swoisty ambientowy krajobraz po
bitwie, w którym próżno szukać jakiegokolwiek życia, słychać natomiast
upadające z hukiem ostatnie budowle oraz pomruki powstającego z piekieł Księcia
Ciemności. Po tej chwili odpoczynku do ataku ruszają Kanadyjczycy.
Czterominutowy "Splistream of Leviathan's Wake" to wściekły twister porywający
wszystko co spotka na swojej drodze, poruszający się po nieprzewidywalnej
trajektorii. W tym krótkim utworze Antediluvian zawarli w zasadzie wszystko, za
co kocham ten zespół. Są szaleńcze kanonady, popierdolone akordy, iście
piekielny, schowany wokal, ni to krzyczany ni szeptany, stanowiący jakby
dodatkowy instrument i masywne, rytmiczne zwolnienia. Jest w nim także kilka
pomniejszych smaczków i zaskakujących elementów. Szkoda tylko, że kończy się
zanim jeszcze na dobre zdążę nacieszyć się zapachem sianego w koło zniszczenia.
Split zamyka, podobnie jak w przypadku Heresiarch, utwór instrumentalny, pewnego
rodzaju eksperyment ukazujący spokojniejsze oblicze zespołu. "Defleshing
the Serpent Infinity" to zaledwie przystawka po której apetyt na coś
większego rośnie jeszcze bardziej niż przed jej konsumpcją i naprawdę mam
nadzieję, że na pełne albumy obu kapel nie trzeba będzie czekać zbyt długo. Te
kilka strzałów dobitnie obrazuje, że jedni i drudzy są w wyśmienitej formie.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz