wtorek, 9 czerwca 2020

Recenzja Heresiarch / Antediluvian "Defleshing the Serpent Infinity"


Heresiarch / Antediluvian
"Defleshing the Serpent Infinity"
Iron Bonehead 2020


Nie będę ukrywał, że na nowy album Antediluvian czekam jak osiedlowy menel na otwarcie monopolowego z rana. Coś się jednak najwyraźniej zaczyna dziać i mam nadzieję, że split który właśnie wałkuję jest tego przedsmakiem. Rzeczone wydawnictwo otwiera nowozelandzka machina wojenna – Heresiarch. Kto zna ich wcześniejsze dokonania, ten doskonale wie, że goście z Wellington nie bawią się w macanie po jajkach tylko napierdalają tak intensywnie, że tynk leci z sufitu. Nie inaczej jest w rzeczonym przypadku. Dwa pierwsze utwory to bezkompromisowy skomasowany atak bez oglądania się na szpitale polowe czy ludność cywilną. "Lupine Epoch" i "Excarnation" to pociski masowego rażenia – death metal taki, jakim go sam Szatan stworzył. Pełen agresji, rozrywających na strzępy riffów, dudniącej niczym eksplozje pocisków podczas bombardowania perkusji i wydawanych głębokim growlem militarnych komend. Heresiarch rozjeżdżają przeciwnika z pełną szybkością chwilami nieco jedynie zwalniając w poszukiwaniu niedobitków. Trzeci utwór w ich wykonaniu to swoisty ambientowy krajobraz po bitwie, w którym próżno szukać jakiegokolwiek życia, słychać natomiast upadające z hukiem ostatnie budowle oraz pomruki powstającego z piekieł Księcia Ciemności. Po tej chwili odpoczynku do ataku ruszają Kanadyjczycy. Czterominutowy "Splistream of Leviathan's Wake" to wściekły twister porywający wszystko co spotka na swojej drodze, poruszający się po nieprzewidywalnej trajektorii. W tym krótkim utworze Antediluvian zawarli w zasadzie wszystko, za co kocham ten zespół. Są szaleńcze kanonady, popierdolone akordy, iście piekielny, schowany wokal, ni to krzyczany ni szeptany, stanowiący jakby dodatkowy instrument i masywne, rytmiczne zwolnienia. Jest w nim także kilka pomniejszych smaczków i zaskakujących elementów. Szkoda tylko, że kończy się zanim jeszcze na dobre zdążę nacieszyć się zapachem sianego w koło zniszczenia. Split zamyka, podobnie jak w przypadku Heresiarch, utwór instrumentalny, pewnego rodzaju eksperyment ukazujący spokojniejsze oblicze zespołu. "Defleshing the Serpent Infinity" to zaledwie przystawka po której apetyt na coś większego rośnie jeszcze bardziej niż przed jej konsumpcją i naprawdę mam nadzieję, że na pełne albumy obu kapel nie trzeba będzie czekać zbyt długo. Te kilka strzałów dobitnie obrazuje, że jedni i drudzy są w wyśmienitej formie.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz