DEFILED
„Infinite
Regress”
Season
of Mist 2020
Ciężko mi o tym
pisać, gdyż przez długi czas japoński Defiled był w ścisłej
czołówce mojego prywatnego rankingu, jeżeli chodzi o Death Metal.
Ich pierwsze trzy płyty dotąd zresztą uważam za zajebiste
materiały i dałbym się za nie żywcem wziąć do nieba. Tym
bardziej mi trudno, jak już na początku wspomniałem, ale cóż,
trzeba to w końcu otwarcie powiedzieć. Najnowszy, szósty album tej
czwórki samurajów, to płyta bardzo przeciętna, jak na ten zespół,
a momentami wręcz dziwnie bez wyrazu. Niby praktycznie nic się nie
zmieniło. Defiled cały czas tworzy brutalny Metal Śmierci
zakorzeniony w najlepszych latach i gatunkowych wzorcach, a jednak
większości wałków z nowej płyty brakuje ikry. Nie ma tu tego
diabelskiego ognia, siarczystego wypierdu z Szatańskiego odbytu i
gęstego, dusznego, miazmatycznego feelingu, który charakteryzował
wcześniejsze produkcje zespołu z kraju kwitnącej wiśni. Kilka
solidnych strzałów się tu znajdzie, jak choćby „Slaverobot”,
czy tytułowy, miażdżący „Infinite Regress” i słychać, że
panowie mają odpowiednie umiejętności, ba, momentami ocierają się
nawet o wirtuozerię, słuchając bowiem morderczych partii beczek
Keisuke Hamady, czy technicznej gry na wiośle Yusuke Sumity trudno
nie uchylić kapelusza, a jednak materiał ten ni chuja nie żre,
tak, jak powinien. Większa część z czternastu zawartych tu
piosenek jest toporna i zupełnie bez polotu, tak, jakby były
robione na siłę. Odnoszę także nieodparte wrażenie, że panowie
przy tworzeniu tych dźwięków mieli ogromne parcie na wizjonerstwo,
a skończyło się to klockiem, może niespecjalnie śmierdzącym,
ale jednak. No ni chuja mi to nie leży. Uważam także, iż
zajebiście dużym gwoździem do trumny tej płyty jest jej
brzmienie. Nowoczesne, suche, spłaszczone, z ledwie słyszalnym
basem, w bardzo dużym stopniu odarte z siły i mocy. Okazuje się,
że zaktualizowany dźwięk i tradycyjny sposób tworzenia Death
Metalu starej szkoły bardzo rzadko idą w parze, czego doskonałym
przykładem jest właśnie „Infinite Regress”. Mimo wszystko
zespół cały czas ma u mnie duży kredyt zaufania i wierzę, że
niebawem powróci na właściwe tory. Na razie zatem otrzymują żółtą
kartkę, ale jak ponownie nagrają mi takiego potworka, to pojawi się
czerwień i panowie przy akompaniamencie gwizdów i wyzwisk zejdą z
boiska.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz