poniedziałek, 8 czerwca 2020

Recenzja Gloom "Rider of the Last Light"


Gloom
"Rider of the Last Light"
Spread Evil 2020

Jeden Gloom już w tym roku był u mnie na tapecie i tak mnie zniesmaczył, że nie wiedziałem czy chcę kolejnego. No ale kto nie ryzykuje, ten gówno zyskuje, jak to mówi stare polskie przysłowie. I sprawdza się tutaj idealnie gdyż fiński Gloom leży na szczęście na kompletnie przeciwnym biegunie muzycznym niż to słowackie padło, co mi kiedyś popsuło popołudnie. W skład hordu wchodzą panowie, których niektórzy być może skojarzą z ich macierzystego Nekrokrist SS a materiał zawarty na "Rider of the Last Light" to trzydzieści siedem minut rasowego fińskiego black metalu, osiem prawdziwych brył lodu. Brzmienie tego krążka jest surowe i prymitywne z cudownie cykającym talerzem i syfiasto brzęczącymi gitarami – jednym słowem piwnica. Utwory utrzymane w szybszym tempie pełne są agresywnych akordów, jednocześnie surowych jak i charakterystycznie melodyjnych. Niby wszystkie kompozycje są dość szablonowe i podobnie poukładane, jednak w każdyej z nich przewija się ta cudowna fińska melodia, która przypomina, że muzyka z tego kraju zawsze miała swój niepowtarzalny klimat. Duet miesza surowiznę z narodową nutą w idealnych proporcjach dzięki czemu ich debiutanckiego albumu słucha się z ponadprzeciętną przyjemnością. Gdzieniegdzie pojawia się także punkowy sznyt, jednak tego rodzaju zapożyczenia nie są przecież w surowym black metalu niczym nowym. Bardzo dobre są tu także wokale – wściekłe i opętane, wrzeszczane z prawdziwym zacięciem bez oglądania się na konsekwencje zdrowotne. Może nie jest to krążek wybitny, jednak stanowi solidną cegłę w ścianie twierdzy Perkele Metal, przypominającą o latach jej świetności. Dzięki właśnie takim płytom scena północna żyje do dziś. Każdy maniak fińskiej nuty powinien łykać ten album bez zadawania niepotrzebnych pytań, zapewniam, że będzie bardziej niż zadowolony. Ja takie granie kupuje bez szemrania.
- jesusatan

1 komentarz:

  1. kupiłem ten krążek pod wpływem tejże recenzji ... zajebisty, te blachy, te melodie, ta wściekłość i wrzask ... tak bardzo przypomina mój ulubiony, nieistniejący już niestety amerykański Fin ... dzięki za recenzje bo tak być może nigdy bym nie trafił ta tą kapele...

    OdpowiedzUsuń