Revenge
"Strike.Smother.Dehumanize"
Season
of Mist 2020
James
Read uderza z Revenge po raz szósty. W zasadzie każdemu przeciętnie
zorientowanemu maniakowi tego zespołu wystarczy krótki rzut oka na
okładkę oraz tytuł, tradycyjnie trzyczłonowy, by kupować ten
krążek w ciemno. Nie wiem zatem czy jest sens pisania tej recenzji,
gdyż w obozie, albo raczej bazie militarnej Kanadola niewiele się
zmieniło. Pełen jestem jednak podziwu nad determinacją z jaką
J.Read trzyma się obranego w momencie powoływania tego projektu do
życia celu. Celu, którym jest sianie dźwiękowej zagłady i
profanowania wszelkich świętości. Facet jeszcze nigdy mnie nie
zawiódł i nie inaczej jest tym razem. "Strike.Smother.Dehumanize"
to trzydzieści siedem minut wojny nuklearnej w sonicznym wydaniu,
dziesięć głowic jądrowych przynoszących ze sobą tornado
blastów, rytmicznych zwolnień, gitarowego szaleństwa
przypominającego gryzienie strun przez wściekłe psy oraz sporą
ilość bluźnierstwa. Wszyscy, którzy mieli nadzieję na
jakiekolwiek zmiany po raz kolejny się rozczarują. Nie znajdziecie
tu chwytliwych melodyjek, łatwo zapamiętywalnych riffów,
eksperymentów z jazzem ani czystych wokali. Ten krążek to czysta
anihilacja, totalne zniszczenie i szczanie na krzyż. Tradycyjnie
też mamy dwa rodzaje rzygających wokali prowadzących ze sobą
dialogi o śmierci i Szatanie. Nawet jeśli brzmienie jest na tym
albumie nieco bardziej wygładzone niż dotychczas, to i tak daleko
mu do kategorii poza piwnicznej. Revenge to wciąż cholerny prymitywizm i każdy maniak zespołu dostanie dokładnie to, czego
oczekuje. Mózgowcy natomiast nadal będą wyśmiewać w internetach
i walić konia po kątach przy najnowszym Tribulation. Czyli wszystko
pozostaje na swoim miejscu.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz